Z filozoficzną zadumą

zaniewski okladk

Najnowsza książka poetycka Andrzeja Zaniewskiego, dopiero co wydana, nosi intrygujący apostroficzny tytuł: Oszukałaś mnie Metaforo szkarłatnym cieniem. Odnajdziemy ten tytuł w jednym z wierszy, w którym podmiot liryczny zrażony kłamstwem, a nawet hipokryzją Metafor tak pisze:

 
Zawiodłem się, Metaforo,

na twej urodzie i charakterze,

na śpiewie i kształcie czoła,

po tylu plastycznych operacjach,

wstydliwie przemilczanych.

Możemy zastanawiać się, czemu ta Metafora (pisana tu dużą literą) będąca przecież pożądaną i hołubioną przez poetów tak naraziła się podmiotowi lirycznemu. I czego symbolem jest w tym utworze, i czy w kontekście wielu wierszy z tego tomu moglibyśmy tę Metaforę (!) związać z przeżyciami podmiotu, np. tymi z lat ostatnich.

Może jest i ta Metafora niewdzięczną, ale przecież wena poetycka i sama Poezja sprzyja twórcy tego obszernego tomu. I mimo woli przypomina się wiersz Horacego O co poeta prosi Apollina. Nie o żadne materialne dobra, ale tylko o to, by do końca swojego życia mógł tworzyć, by starość „pełna była pieśni”. Ma więc A. Zaniewski to, o co starożytny poeta modlił się do boga poezji. To wielki dar. Nawet wówczas, gdy potrzeba pisania wypływa z traumatycznych przeżyć – staje się wówczas jeszcze większym darem. „Zanotowana rozpacz staje się inną rozpaczą, łagodnieje, pozwala sprawdzić proporcje krzywdy…” – jakże prawdziwe są te słowa poety z jego przedmowy do „Przyjaciół… Czytelników”.

Kluczowym w tym obszernym zbiorze okaże się temat miłości. Jej różnorakie barwy i odcienie raz podane są tu dyskretnie, raz wyraziście albo z kolei tak intensywnie, że swoją ekspresją porażają. Podmiot liryczny był w tej miłości tak szczęśliwy, jak i nieszczęśliwy. Czy to długotrwałe szczęście, bo aż kilkanaście lat trwające, przeważy to, co stało się później, gdy „rozpierzchły się uczucia, marzenia / chwile szczęśliwe…” i tylko „dopalają się resztki, parzą, bolą…”

Gdy podmiot liryczny (możemy go utożsamić tu z autorem) opuścił swoją „twierdzę” Modlin (43 metry kwadratowe mieszkania) otworzył się przed nim nowy rozdział długiego życia. Na Królewskiej jest już tylko (i aż!) poetą z dziewiątego piętra… w dobrej komitywie z Samotnością, z którą, jak pisze, się ułożył. Z Poezją nie musiał się układać – ona przychodzi samorzutnie, spontanicznie i pośród wielu leków jest tym najskuteczniejszym. Broni i pozwala przetrwać chwile najtrudniejsze. I metafora (ta już małą literą napisana) również, bo w tym zbiorze jest pełna kunsztu i świeci szkarłatnym blaskiem. Czytelnik idzie jej tropem i napotyka niebagatelny, może przewodni temat – starość i przemijanie ludzkiego życia. Tym dotkliwsze, że naznaczone chorobą.

Poeta bacznie obserwuje tę starość, rozważa, poznaje całą jej perfidię, gdy „włożenie skarpetek staje się pracą Herkulesa”, a na ten nieodwracalny wyrok nie ma już żadnej „apelacji / ułaskawienia / zawieszenia”. „Odbywa” więc tę nieuchronną starość, ale z filozoficzną zadumą dociekając istoty, sensu, czy nawet bezsensu tego danego nam czasu z jego „bezwzględną finezją”, gdy oferuje nam „zmarszczki, spękania, plamy, ślepotę, oddechy coraz trudniejsze”. Pojawia się ironia, bunt, sarkazm. Podmiot liryczny oświadcza wprost: „Nie chcę zwiedzać twego ogrodu, Charonie”:

Jeden z rozdziałów nosi autoironiczny tytuł Z kim pijesz, Zaniewski – to początek wiersza:

 Z kim pijesz, Zaniewski?

Z Samotnością?

Z Astmą?

Z Nowotworem uśpionym?

Z Kotem i Suką?

Odpędziłeś Rozpacz i Strach, i Gorycz.

Odwiedza cię Niepewność i Wspomnienia,

Cienie – Umarli i Żyjący.

 
Przed tzw. odwiecznym porządkiem rzeczy nie da się uciec. Poeta jest aż nadto świadomy tego egzystencjalnego tragizmu. W niektórych lirykach przywołuje przeszłość, ale i tu napotyka wspomnienia smutne, gorzkie i tragiczne, jak np. w wierszu zadedykowanym swojemu ojcu, Witoldowi Zaniewskiemu, żołnierzowi AK rozstrzelanemu w 1943 roku w Oświęcimiu pod Ścianą Śmierci bloku 11. A w innym utworze wspomina Adrię, na którą w czasie wojny spadła niemiecka bomba. To w tej słynnej w dwudziestoleciu międzywojennym kawiarni miała swoje występy jako znana tancerka matka poety. Z tej odległej przeszłości pełnej sentymentalnych wspomnień trudny jest powrót do teraźniejszości, do współczesności – zbyt dużo tu zawikłania i chaosu, krętych ścieżek nienawiści i hipokryzji. Nie uchodzą uwadze poety takie zjawiska, jak narastające podziały społeczne, polityczne, światopoglądowe rodzące konflikty i podsycające nienawiść. To również tematy niektórych wierszy (*** Nie obawiaj się tłumu…, *** Na ekranie widzisz uchodźców…, *** Styropian z Jedwabnego…, *** I znowu Żydzi…, *** On– ten pan– walczy z minispódniczkami…).

Kończąc tę krótką wypowiedź zwrócę uwagę na ciekawie zaprojektowaną okładkę książki – na niej portrety A. Zaniewskiego, autorstwa Amandy Żejmis. Cóż za konfrontacja z samym sobą! Młody, jeszcze młody A. Zaniewski, patrzy na siebie dziś. Czy w obu twarzach kryje się swego rodzaju smutne niedowierzanie? Młodość dziwiąc się starości poważnieje. Starość pyta, czy „ja” to „ty”? Jakże ta okładka pasuje do wiersza poety:

 
We śnie wróciłem do Nowego Portu

I zrywałem jabłka w ogrodzie sąsiadów.

 
Pani Dec znowu schwytała mnie za nogawkę,

a po chwili krzyknęła zdumiona:

– To ty?!

 
I co jeszcze ciekawe w tym tomie wierszy, to znana już z poprzednich tomów predylekcja A. Zaniewskiego do aforystyki. Znalazłam wiele ciekawych sentencji, maksym czy tzw. złotych myśli. Niektóre z wierszy zaczynają się pewnego rodzaju filozoficzną konstatacją domagającą się rozwinięcia, w innych liryczny wywód kończy puenta, celna, niekiedy przewrotna. Wybrałam kilka takich aforystycznych myśli, oto one:

 Dopóki wierzymy w nasze jutro, pytamy o przyszłość…

 
Demokracja to twoje złudzenie, nic więcej.

 
Wątpliwości z małych ziaren stają się Ogrodem…

 
Najpotworniejszą karą jest starość.

 
Ufność jest chorobą zakochanych.

 
Nie bój się Przeznaczenia, i tak cię odnajdzie…

 
Co można powiedzieć o Księżycu, po tylu poetach…

 
Popiół z idei bywa niebezpieczny…

 
Krystyna Cel

Andrzej Zaniewski, Oszukałaś mnie Metaforo szkarłatnym cieniem. Wiersze, Warszawa 2021, LSW, s. 282.