„Między niebem, ziemią i morzem
Jesteśmy – jest coraz gorzej.
Zagubił się morski konik.”
Jurata Bogna Serafińska
Jurata Bogna Serafińska, autorka znana mi ze znakomitej współczesnej powieści, licznych tomów wierszy oraz publicystyki – artykułów i esejów, z których treścią nie zawsze się zgadzam, ale zawsze czytam je z ciekawością, zaskoczyła czytelników, dziełem nowym, nowocześnie napisanym i bliskim każdemu miłośnikowi kotów... i oczywiście Behemotów – tych koto-demonów, z których jednego – wybitnie inteligentnego uczłowieczył Michaił Bułhakow w swym nadrealistyczno – satyrycznym eposie „Mistrz i Małgorzata”.

Raz kot, raz człowiek wcielający się w różnorodne osobowości, spryciarz, kpiarz, mędrzec i łakomczuch, a nade wszystko czarny kocur – czarodziej, musiał zafascynować i rozkochać w sobie polska autorkę-poetkę, która już niejedną strofę poświęciła tym znanym od starożytności, przymilnym, choć dumnym zwierzakom.
Bo tez koty były obecne w jej prosie i wierszach od początku, a może były i w domu, i w życiu, i asystowały w ważnych zdarzeniach, obserwowały i uczestniczyły w momentach szczególnie podniosłych, przepowiadały przyszłość, pocieszały, towarzyszyły marzeniom i spełnieniom marzeń. A ich psychika, zachowania, charaktery i obyczaje czynią z nich istoty bliskie nam, a może i lepsze, wrażliwsze, bardziej szczere w swych uczuciach i odruchach, od nas ludzi. Warto jednak zaznaczyć, że koty w twórczości Juraty Bogny Serafińskiej są wyidealizowane, dobre, szlachetniejsze niż te, które w tej chwili polują za oknem na wypadające z gniazd młode ptaki. To nie lamparty, tygrysy, gepardy, rysie czy żbiki, to łagodne, chowające pazurki istoty, o lśniącym gładkim futerku i melodyjnym głosie...
Przecież każdego z nas zachwyca kocie mruczando-murmurando, szczególnie wieczorem przed snem, kiedy odpoczywamy po dniu pełnym lepszych lub gorszych wrażeń i przeżyć. Kot jest zresztą symbolem łączącym odległą przeszłość z teraźniejszością i przyszłością. Egipska bogini płodności, zabawy i rozkoszy Bastet, przestawiona jako kobieta z głową kotki powraca obecnie w wielu filmach w rodzaju „Batmana” i „Kobieta – kot”. Uważana za siostrę i żonę noga Ra, należała do areopagu najwyższych bóstw.
Koty są więc ważnym symbolem, motywem, fragmentem naszej cywilizacji, powiązanym z pojęciami magii, wróżenia, przepowiadania, z demonologią i zjawiskami parapsychicznymi i nadprzyrodzonymi. I w tomie zatytułowanym wieloznacznie „Behemoty” odnajdujemy dziesiątki tych właśnie literackich, magicznych i filozoficznych tropów. „Chwilo wiecznie trwaj...” nawiązuje do Fausta Goethego, a są watki i z Grabińskiego i z Krasickiego i z Kiplinga i z „Alicji w krainie czarów” Carrolla, z Kryłowa i z braci Grimm...
Przesłanie Juraty Serafińskiej nie jest jednak proste i jednoznaczne. Pozornie można by je skwitować słowami „Marzyć, pisać, szufladę zapełniać,/ kochać czule gdy księżyca pełnia - /Będzie dobrze?”... Ten znak zapytania, jest bez wątpienia dowodem skrywanej frustracji i niepokoju, o teraźniejszość, o nadzieję, o plany, o wszystko ... A jednak poetka ujawnia nam swe ambicje, dalekosiężne plany... „A jednak – czy nie czuję,/ Że jestem wyjątkowa/ Że dzieli mnie od tajemnicy? Bibułka cienka jak włosek?” Wierszy świetnie skomponowanych, niosących podobne rozważania , pytania, próby wyjaśnień – znajduje się w tomie wyjątkowo dużo i chwilami wydaje się, że sam Behemot stwarza jakby preteksty, do tych filozoficzno-metafizycznych dialogów samej ze sobą, w których zainteresowany czytelnik może stać się stroną aktywną, odpowiadając lub uzupełniając tekst własnymi myślami. Tylko czy utalentowana autorka znajdzie wielu takich właśnie równie utalentowanych i inteligentnych czytelników.
Książka Juraty Bogny Serafińskiej łączy w sobie cechy opowieści epickiej (i nawiązuje do filmowych seriali – początek i c.d.n.), poematu refleksyjnego, bowiem szereg wierszy po prostu nawiązuje do wiodącej magicznej idei oraz ... kolejnego tomu wierszy dojrzałej i doświadczonej już autorki, która śmiało korzysta z wcześniejszego swego dorobku. Zbiór ballad, utworów zwrotkowych, tercyn, dystychów, sonetów – poetka znakomicie włada różnorodnymi formami – uzupełniają wiersze białe, zachowujące jednak rytmikę wewnętrzną, doskonale wpisujące się w całość zamierzonego dzieła. Początkowa opowieść o Behemocie i o kocie Borysie, kojarzącym się z cieniem słynnego kota Mruczysława, przeobraża się w rozważania ogólne o przemijaniu, pracy pisarza. Niespełnionej miłości, tęsknocie i kobiecej samotności, jak w życiu. Sam tytułowy Behemot to demon nowoczesny, posługujący się laptopem i brylujący w sieci, lecz wciąż spragniony i pilnie poszukujący swej idealnej Szatanicy, a raczej jej „pępuszków, różków, cycuszków” ... Te jego skłonności i rubaszne niekiedy zainteresowania nie dziwią, a raczej sprzyjają naszej sympatii... Behemot jest przecież naszym codziennym partnerem, partnerem dla kotów i dla ludzi. Wiele z tych utworów to udane przykłady liryki obyczajowej, niekiedy o zabarwieniu satyrycznym ... o gburowatym zachowaniu, o łachudrze, o flirciarskiej sukience, o przewrotnej Anastazji... Czynią one tom bardziej przejrzystym, łatwiejszym w percepcji, a dla wielu czytelników będą niewątpliwie atrakcyjne. Prawdopodobnie niektórzy odnajdą w nich samych siebie, lecz nie sadzę by się obrazili.
I tak tytułowy Behemot zostaje właściwie wchłonięty przez codzienność, a jego piekielne ognie i moce przestają kogokolwiek przerażać i komukolwiek zagrażać. Deszcz za oknem niosący smutek i świadomość samotności, wydają się groźniejsze niż diabelskie kotły. Temat bułhakowski przebył tu wiec wyraźna metamorfozę i stał się nam bliski, nieco sentymentalny, mniej groteskowy, bardziej serio i po polsku, a przede wszystkim związał się z osobą samej autorki, która wpisała tu osobiste, autentyczne rozterki, pragnienia, marzenia. I teraz już rozumiemy skąd te dmuchawce, Safona, krople deszczu, szare pola i ściany, mały smutek i koniec lata. „Zbudziłam się nagle” wyznaje poetka i chciałabym odzyskać czas utracony, o ile to jeszcze możliwe, bo przecież „czas koło nas bezlitośnie mija”...
A skąd Antykoty? W surrealistycznym ezopowym felietonie poetyckim tak właśnie zatytułowanym, znakomity, a jakby już nieco zapomniany poeta Jan Brzękowski opisuje przybyłą z Marsa w rakietowym pocisku rasę Antykotów... „ w zoologii zajmują one miejsce między zwyczajnym kotem domowym a tygrysem (...) wydały bezwzględną wojnę kotom domowym (...) główną ich cechą jest okrucieństwo i duża inteligencja, co pozwala im na terroryzowanie zarówno poszczególnych jednostek, jak i całych miast, a nawet krajów”...
W swych poszukiwaniach i wędrówkach do Antykotów dotarła również Jurata Bogna Serafińska... a w jakich wierszach, w którym miejscu i momencie, jakim rymem i rytmem, o tym przekonasz się czytelniku osobiście, sięgając po tę fantastyczną i fascynującą opowieść.
P.S. A propos motta: W roku 1980 w Budwie nad Adriatykiem widziałem czarnego kota niosącego w zębach roztrzepotanego, zielonego konika morskiego.

Jurata Bogna Serafińska „Behemoty”, 150 s., Wstęp: Andrzej Zaniewski, Wyd. Oficyna Wydawnicza Ston 2, Kielce 2008, ISBN: 97-8-7273-38-6