Nikos Chadzinikolau wystąpił we wspólnym z synem Aresem tomiku „Laur Wielkopolski”, stąd – i odtąd – Ares pozostanie już, bez względu na wszystko, podwójnym Jego owocem. Podwójność daje o sobie znać jeszcze w inny, unikalny sposób (teraz chyba się pisze: unikatowy, bo unikalny ponoć jest rusycyzmem, ale ja jakoś nie mogę się przestawić, bo i rosyjski jeszcze pamiętam i żadna unia z ameryką duszy słowiańskiej mi już nie zabierze – nie zdąży; tak jak i na przykład nic już nie zmieni tego, że Broniewski dla mnie wybitnym poetą był, choć nie wiem, czy teraz w ogóle wolno mówić o nim głośno): oto obaj chodzą tymi samymi ścieżkami: „Erotyk kamiński” (Ares) – „Tęcza w Kamińsku” (Nikos), „W Lesznie” (Ares) – „Z Leszna” (Nikos), „W Gołuchowi” (Ares) – „Głaz św. Jadwigi (Gołuchowo)” (Nikos), „Koncert w Koszutach” (Ares) – „Koszutskie wiatraki” (Nikos). Daje to rzadko spotykaną możliwość patrzenia na ten sam świat z dwóch perspektyw na raz, jak „Dzienniki” Lwa Tołstoja i „Pamiętniki” Zofii Tołstojowej.

Łączenie historii ze współczesnością Nikosowi wychodzi równie dobrze, co Aresowi:
„Pod kasztanami Cieszkowski wymyślał
swą filozofię „czynu”.
Tu też z Zygmuntem Krasińskim
tropił słowa jak fryzy na metopie dnia.
(...)
Dworku nie można wkleić do albumu,
ani koni. Ich parskanie zagłuszają traktory
Stacji Hodowli Roślin.”
(„Wierzenica”, s. 122)
To łączenie pozostaje też niezmiennie przypominaniem postaci, które – kto z nas wie kim były:
„W twoich łaskach
zdrowie Adama Konarzewskiego
i Edmunda Bojanowskiego”
(„Pieta „Świętej Góry””, s. 129)
Ale Nikos w penetrowaniu naszej rzeczywistości sięga jeszcze bardziej wstecz pisząc: „Za mostem na Mogilnicy/ wznoszą się cztery kurhany w szeregu./ Siedem umyślnie zniszczono/ przy budowie linii kolejowej./ To groby unietyckie z wczesnego brązu.” („Wielkopolskie piramidy (Łęki Małe)”, s. 154). I umie stamtąd bezboleśnie (tak literacko jak i mentalnie) wrócić:
„Mnie spieszno do ulicy Woźnej,
gdzie Nowakowie dzielą świeży chleb
na strofy.”
(„Stary Rynek”, s. 156)
Dzielą chleb na strofy - to zaiste perełka chlebodajności i poezyjności. I niby my to wszystko wiemy, znamy ten – nawet, jeśli nie zawsze dla nas jawny - związek chleba i słowa, ale ile razy dane nam jest pięknie o tym usłyszeć i pięknie o tym przeczytać? I dlaczego Greka-Polaka nam trzeba było, aby dowiedzieć się o Konstantym Żupańskim vel. Konstantinosie Zupanosie? („Skałka”, s. 159) Czy dlatego, że Prawdą jest, że Piękno i Dobro jednością są i jedne mają korzenie, aleśmy o tym zapomnieli? I dopiero nam Polaków-Greków trzeba było, żeby nasz rodzinny k r a j n i e i s t n i e j ą c y zaistniałym uczynić. Miejsca zaistniałe pisaniem – nie byłoby ich, gdyby nie zostały miejscami n a p i s a n y m i! Może to kwestia charakteru, tego, że najczęściej wybieraliśmy i wybieramy między Ikarem i Syzyfem, gdy Nikos Chadzinikolau wybrał obu jednocześnie:
„Ikar dał mi
swoje marzenia,
Syzyf
ciężki głaz.”
(„Powrót”, z tomiku „Słoneczny żal”, s. 7)
I wydaje mi się, że to najlepsza recepta na to, aby być szczęśliwym, bo człowiek ma obowiązek być szczęśliwym!, nawet jeśli, jak pisze Nikos: „Obejrzała dłoń w świetle:/ linia szczęścia o wiele krótsza/ od linii losu.” („Odejście”, s. 59) Trzeba robić wszystko dla wydłużenia tej pierwszej, choć to łatwym nie bywa. Także inne wiersze z cyklu „W skupieniu są obrazem kobiety, rysowanym co prawda przez mężczyznę, ale narysowany w sposób potwierdzający moją prawdę (i wiedzę) o kobiecie. Moja nie musi być najlepsza i najważniejsza, i do tego nie pretenduje. Na pewno masz Czytelniku swoją – to ją sprawdź! Pewnie trzeba by dla pełności odbioru przepytać na tę okoliczność kobiety, ale o ile jeszcze trochę jest kobiet w poezji, to ile ich o p o e z j i?
Nikos nazbierał z oczywistych powodów wieku swego znacznie więcej doświadczeń niż Ares, dlatego w tomiku „Galop światła” (Poznań 2000) wzbogaca swój przekaz o wiersze sentencyjne, nie w formie, lecz w wyrazie, w treści, będące sentencjami na otaczającą nas współczesność i o wiersze o przemijaniu. „Galop światła” jest więc równocześnie naszym galopem – bo życie „w drugiej połowie” dziwnie przyśpiesza – ku przeznaczeniu, ku nieuchronności przeznaczenia, ku nieuchronności końca. Twój syn, Nikosie, pisze o tym tak: „Piszę, żeby mówić po śmierci” („Okruchy świtu”, w „Wyprzedzić ptaki”, s. 48). Tego ostatniego dotyczy cały cykl z Kavafisem (ss. 29-33). Tak, pisać, aby mówić po śmierci; powiem jednak, że ja będę pamiętał i o tym, że Twoje pisanie już jest pisaniem po śmierci, tyle, że nie dotyczy ona na szczęście i póki co Ciebie (niech wszystkie Bogi Greckie mają Cię w swej opiece), lecz tych, których nasza pamięć historyczna i kulturowa, a dokładniej brak tak jednej jak i drugiej, uśmierciły. I gdyby nie Twój głos - bo głos Aresa, choć samodzielny, to też Twój głos, dlatego szczerze rzec mogłem: po owocach poznacie – wstyd bardziej rumieniłby mi policzki niż to czyni. Dzięki Ci za to.
Nikos przywraca wiarę w słowo. Niesie ją ku nam przez czas i ląd, od Homera i z Grecji. Obdarza ją ziemię naszych dziadów, która stała się jego ziemią. Słowa są najważniejsze, bo to one są między ludźmi. Jeśli ich zabraknie – zabraknie również tego między.:
„Słowa muszą być wierne
jak łzy,
które toczą się po policzku
w ważnej chwili.
Tyle słów jeszcze we mnie
z piękna i miłości,
z gniewu i niepokoju.
Tylko nienawiść nie wzbudza zdumienia.”
(„Słowa”, w „Galop światła”, s. 10)
„Tyle słów jeszcze we mnie...” i w tym cała moja - nie tylko literacka – nadzieja, Nikosie.

Ares i Nikos Chadzinikolau, „Laur Wielkopolski” (Poeticon, Poznań 2002)