Są książki, o których jest głośno, zanim ukażą się na księgarskich półkach. Na tę czekałem od kilku miesięcy. Przez cały czas wiedziałem, że będzie to niezwykle ważna książka. Czytałem te wiersze, co jakiś czas, od momentu, kiedy Leszek Żuliński powiedział mi - a było to w październiku ubiegłego roku, podczas Warszawskiej Jesieni Poezji - że chce ogłosić swoje „Fausty”. Poeta podsyłał mi swoją nową poezję, a ja z każdą kolejną przesyłką dojrzewałem do niej. Publikowałem ją nawet w „Gazecie Kulturalnej” i wiedziałem, że kiedy ta książka ujrzy światło dzienne, będzie to wydarzenie literackie. Powiem nieskromnie, że nie pomyliłem się. Tom pt. „Ja, Faust” jest książką wybitną. Pochłonąłem ją w dwie godziny i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak ważny to głos. Leszek Żuliński należy zresztą do tych literatów, którzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, kiedy warto skomentować rzeczywistość i jakie jest jego - poety - miejsce we współczesnym świecie, w świecie, w którym przyszło mu żyć. Wie, w co wierzyć, a co jest tylko zwykłą blagą. Chociaż wielu ludziom wydaje się, że dzisiaj w niczym nie można już pokładać nadziei, Żuliński widzi jednak światło w tunelu, chociaż mówi, że wszystko jest zawodne, bezradne wobec problemów; nikt nie potrafi odpowiedzieć na proste, a tak ważne dla człowieka pytania.

Jednak żeby napisać takie wiersze, trzeba posiadać niezwykłą wiedzę, ale nie taką akademicką, tylko tą „przetrawioną”, przesianą przez sito współczesnej cywilizacji. Żuliński wyraźnie inspiruje się nie tylko poezją Goethego - co jest w tym przypadku sprawą oczywistą - ale i Szekspirem. Bo oto mamy w tych wierszach mitologię, magię, naszpikowanie symbolami, alchemię, nawet elementy dramatu. Jest dramat antyczny, literatura baroku i romantyzmu. Jest problem władzy, tradycja manichejska (czyli współistnienie dobra i zła) i ludyczność. Sztuka pełna groteski, ironii, posępności, sprośnych słów i rozpasania.
Pisząc tę książkę poeta podpisał najprawdopodobniej jakiś pakt, ale w przeciwieństwie do bohatera poematu Goethego, Żuliński nie sprzedał duszy. Stał się symbolem człowieka sukcesu, tak, jak w dzisiejszym świecie biznesu, sukcesem jest dobrze podpisany kontrakt. Mogło tak się stać, ponieważ Żuliński na kształt postaci Fausta w ogromnym stopniu jest postacią renesansową. Tylko to gwarantuje poznanie tajemnicy istnienia - najwyższy stopień poetyckiego poszukiwania. Dlatego poeta doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak ważna jest dla współczesnej ludzkości nauka - kto zgłębi wszelkie dziedziny nauki, zdobędzie wiedzę o świecie:
(...)
Przecież pępek Małgorzaty to pendrive,
w którym zapisana jest cała historia świata,
wszystkie proroctwa Gilgamesza i Popol Vuh,
dzieje Syjonu, islandzkie sagi, arabskie kasydy
i szept Wenus z Willendorfu;
w śnie można po kilometrowych schodach pępka
zejść w głąb dantejskiego piekła
lub syberyjskiej kopalni złota,
w głąb czasu,
w prejurajskie pterodaktyle jej trzewi,
prenatalne formy istnienia,
mity,
archetypy,
toposy,
można napotkać tam naszych przodków -
Abla, Hannibala, Dżingis-chana, króla Eryka,
kod ludzkości,
wspólne DNA
i odbitą w bursztynie muszelkę,
która na widok człowieka
zabrzęczy. (...)
(„Pępek Małgorzaty”)
Żuliński, niczym Faust, przeobraża się nagle z maga w poszukiwacza prawdy, w tragiczną postać wcielającą w siebie wszystkie ideały świata. Legenda Fausta, która utarła się w polskiej świadomości, więcej ma wspólnego z intencjami, niźli z rzeczywistością.
Faust Żulińskiego jest rozczarowany wiedzą, tak jak Faust Goethego rozczarowany był wiedzą oświeceniową, kiedy czuł, że nie zapewnia mu ona zrozumienia i poznania świata. Ale poeta nie oddał duszy za możliwość zrozumienia nieznanego. Chociaż sam mówi, że „wszyscy mu mają za złe, że podpisał zgodę”, to jednak nie jest to zgoda na sprzedanie duszy „diabłu”, tylko swoistego rodzaju bunt przeciwko obłudzie i zakłamaniu. Ten bunt u Żulińskiego nie ma charakteru przerażenia, ponieważ poeta ma świadomość ogromu możliwości, jakie potrzebne są do osiągnięcie szczęścia, a jedną z nich jest miłość.
Faust u Żulińskiego nie wdaje się w romans z jego cielesną Małgorzatą, gdyż jego największą miłością jest poezja i to dla niej traci zmysły, i gotowy jest wszystko dla tej miłości poświęcić:
Poezja jest krasomówstwem duszy,
jej trznadle i czyżyki przysiadają na ustach tych,
którym w gardle uwiązł krzyk zachwytu, krzyk bólu,
którzy zobaczyli to, czego nie można opowiedzieć
(a jednak uwierzyli, że można),
którzy w nocy spadają ze srebrnej drabiny księżyca,
w dzień wspinają się pod korzenie perzu i nawłoci;
poezja nie musi stroić dla nich piórek,
nie musi niczego,
zwłaszcza pudrować słów. (...)
(„Faust myśli o poezji, myśli o kobiecie”)
Poezja, a dokładniej słowo, dla Leszka Żulińskiego jest miłością zmysłową, ziemską. W obrębie rozczłonkowanego świata. A to, co tryumfuje na końcu tej poezji, to miłość, która jak starożytny Eros scala na powrót rozczłonkowany świat. Ta miłość, to siła życiowa, która napędza wszystkie elementy świata, aż do ponownego zjednoczenia się w wielką całość. I istnieje tylko jedno prawdziwe zło - naruszenie całości. I zło cząstkowe, ziemskie bierze się z tego samego, z naruszenia całości. Jednak Faust Żulińskiego, nie jest żadną wielką postacią, ale próbuje sił w różnych dziedzinach życia. I chociaż czasami nie bardzo umie postępować, to wie, że świat można zmienić intelektem:
Tak, Małgorzato,
zostałem więźniem biblioteki,
ach, co ja mówię, jakim więźniem,
raczej od kiedy się w niej zamknąłem,
otworzyłem okna na świat, widzę dopiero teraz
przestwór, który ogrania ziemię i ziemię,
która odpycha gwiazdy, widzę nieskończoność
półek z książkami, nieskończoność świata, który
po przewróceniu każdej stronicy otwiera się na nowo
na następnej, zamyka i otwiera, zamyka i otwiera,
jakby przeźroczyste przestworza przenikały się bez końca
w amfiladzie kosmosu, prowadząc nas tam, dokąd idziemy. (...)
(„Zapowiedzi”)
Faust u Żulińskiego jest niezwykle inteligentny, a ponieważ uznaje swoją wiedzę za niewystarczającą, postanowił powrócić do swej pracowni - oazy szczęścia. To właśnie w niej tak naprawdę czuje się najlepiej - zdobywanie prawdziwej wiedzy, jest dla niego filozoficzną i artystyczna syntezą życia. W przeciwieństwie do prawdziwego Fausta, przeżywanie świata u Leszka Żulińskiego nie jest jednak nacechowane nieszczęściem i tragizmem, ponieważ szukając mądrości - nie doszedł do rozpaczy, a doczesne szczęście skutecznie chroni go od „zbrodni”, bo poeta spełnienie odnalazł w pracy. Te jego poszukiwania poznawcze, te dążenia do prawdy i wolności, tworzą u niego wielopoziomowe płaszczyzny, gdzie przestrzeń realna miesza się z przestrzenią symboliczną.
Świat Fausta z książki „Ja, Faust” Leszka Żulińskiego nie ma trwałości, dlatego że jego Faust w swojej inicjacji, jak zresztą w każdej inicjacji hermetycznej, tajemnej, operuje w sferze Chaosu. Przechodzi prawie wszystkie szczeble zaznajomienia się z „nieskończonością”. A jest to próba wręcz szatańska, z której poeta wywiązał się niemal doskonale, ponieważ wykonując swoisty poetycki taniec, nie wypuścił z ręki klucza, którym można otworzyć wszystkie drzwi do domu zwanego „nieznanym”. Ta poezja to klucz do uporządkowania tego, co coraz częściej zostaje nam narzucone, jako jedynie słuszna racja!
Co też się musiało stać, że Leszek Żuliński wrócił do poezji? Wydaje mi się, że krytyka piszącego przez wiele lat o poezji innych, dopadła zwyczajna tęsknota za liryką własną. Chęć i możliwość zmierzenia się z tą najpiękniejszą z literackich sztuk. Poeta zdał sobie sprawę z tego, że w świecie rządzonym przez nowoczesne techniki masowego komunikowania się, poeta i poezja wpływają jeszcze - na szczęście - na ludzi i na otaczający ich świat. Kreują go, wyznaczają mu szlaki. Najnowsza poezja Leszka Żulińskiego z książki „Ja, Faust” wyraża tak wiele emocji, porusza tak wiele strun ludzkich uczuć i wprawiała w drgania najtwardsze serca.
Czytając ten tom Żulińskiego na próżno by szukać we współczesnej polskiej poezji podobnych punktów odniesienia. Niezwykła wiedza i erudycja krytyka i poety, pozwoliła mu niezwykle głęboko wejrzeć w ludzką duszę. Tak, jak mityczny Faust poszukiwał filozoficznego wytłumaczenia swojej egzystencji, tak Żuliński szukał nieosiągalnego w najgłębszych zakamarkach swojego „jestestwa”. I trzeba sobie powiedzieć, że to, co tam odkrył, jest niesamowite i poruszające. Żuliński, niczym ten mityczny alchemik, próbuje rozwikłać wszystkie zagadki cywilizacji, dotyka bez mała wszystkich najważniejszych problemów świata początku XXI wieku.
Jedno tylko mnie zastanawia. Czy „Fausty” Leszka Żulińskiego zajmą należne im miejsce? Czy w kraju rządzonym przez intelektualnych nieudaczników i gamoniowatych karierowiczów, poezja ta zostanie dostrzeżona i na trwałe zapisze się w annałach polskiej literatury? Myślę, że może to być trudne, bo Faust Leszka Żulińskiego jest
„lubieżnym smakoszem życia,
koneserem malarstwa, wykwintnego jadła,
zasłuchanym w muzyce melancholikiem,
który na upływ czasu i jazgot światła patrzył
poprzez amfilady sal w Prado, Lewrze, Albertinie,
Musée d’Orsey i innych galeriach świata,
ale równie dobrze w ogrodzie botanicznym
potrafił umierać ze wzruszenia nad listkiem miłorzębu lub
pierwszym kwietniowym pierwiosnkiem”. (...)
Miłośnikom poezji bardziej ortodoksyjnej z tą poetyką będzie nie po drodze, bo jak Leszek Żuliński pisze w jednym wierszy: „Mądrość jest nędznym ogryzkiem w sztuce życia”. A monopol na mądrość i na nagrody mają ostatnio ludzie, którzy - nie wiem dlaczego - uważają, że życie nie jest „warte prawdziwego grzechu, buntu i szaleństwa”. „Fausty” Żulińskiego, to wielka poezja, którą mógł napisać człowiek, niezwykle otwarty na drugiego człowieka, dla którego jest w stanie „rano obudzić się do nowego czynu”...

Leszek Żuliński, „Ja, Faust”. Projekt okładki: Agnieszka Herman. Korekta: Kinga Kostrzewska-Grabin. Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2008, s. 152.