Krzysztof Gąsiorowski

Każda nowa książka Krzysztofa Gąsiorowskiego wywołuje sporo emocji. Wydana w ubiegłym roku przez Wydawnictwo Adama Marszałka Moja stara naga maszyna do pisania i panienki na imieninach (1) utwierdza mnie w przekonaniu, że Krzysztof Gąsiorowski należy do poetów wybitnych, ale przemilczanych, „wyklętych” nie tylko przez krytyków, ale również przez młode pokolenie poetów. Przypuszczalnie jest ich zdaniem klasykiem, do którego można już nie wracać. Fakt faktem, że poetycka twórczość Gąsiorowskiego nie należy do najłatwiejszych w odbiorze, ze względu na jej wielowątkowość filozoficzną.

Poeta w rozmowie z Ryszardem Ulickim tak mówi o swoich wierszach: „(...) jeśli cokolwiek wiem o sobie wiem ze swoich wierszy. Relacje ze sobą można odsłonić w poezji nie tylko dlatego, że w wierszu wypada się odsłonić, ale przede wszystkim dlatego że wiersz jest właśnie taką relacją między podmiotem, bohaterem lirycznym a autorem, relacją która przestaje być prywatną sprawą a dotyczy ludzkiej kondycji. Wiersz, akt umysłu, akt odnajdywania tego co wystarcza – tak to ujął Stevens(...)”(2).
Moją starą nagą maszynę do pisania i panienki na imieninach czytałam wielokrotnie, aby odnaleźć owe relacje między podmiotem lirycznym a autorem wierszy. I za każdym razem odkrywałam w nich inne kody, potrzebne do interpretacji. Jednym z nich jest chronologia wierszy, zawartych w pięciu cyklach poetyckich: 1. Moja stara naga maszyna do pisania, 2. Kiedyś i do mnie ktoś się wprowadzi, 3. Panienki na imieninach, 4. Ubytki, 5. Bogini Kali. Otóż, data napisania tych wierszy jest niezmiernie ważna przy analizie tekstu. Znajdujemy tu wiersze (I cykl) napisane w latach 1974–2009. Wiersze z 35-letniego dorobku twórczego poety. Pierwszy i trzeci cykl pochodzą z tomów: Bardziej niż ty (1975 r.) i Dwa gołębie temu (2006 r.). Zastanówmy się nad ważnością chronologiczną układu książki. Być może jest to poetycki zabieg o mistycznym zabarwieniu. Krzysztof Gąsiorowski mówi w przywołanym wywiadzie z Ryszardem Ulickim:”(...) Nie miewam objawień mistycznych; chociaż kto wie. Itd., itd.(...)” (3). W Tarocie, w tzw. Małych Arkanach, cyfry i liczby mają magiczną siłę. Małe Arkana oznaczają codzienne wydarzenia i zwykłe sprawy. Są przeciwieństwem do Wielkich Arkanów, pokazujących archetypy i wielkie tajemnice Życia. Wydaje się, że również owe cyfry i liczby, w odniesieniu do książki, mają coś z mistycyzmu. Przyjmijmy następujące wielkości:
35 (wiersze z okresu 35-letniego)
5 (książka zawiera 5 cyklów)
Co z tego wynika? Otóż, jeśli podzielimy liczbę 35 przez 5 otrzymamy 7. W takim układzie 7 oznaczałaby 7-letni okres powstawania wierszy.(wstawka) Tak więc mamy w książce : 5 cyklów, w pierwszym cyklu zawartych jest 9 wierszy pisanych być może w okresie 7-letnim oraz dziesiąty wiersz, przytoczony poniżej, a złożony jest z samych tytułów. Spróbujmy dokonać wykładni znaczenia owych cyfr i liczby (5, 7, 9, 10) zgodnie z zasadami Tarota. Otóż do wszystkich tu wymienionych cyfr i liczby 10 przypisane są jakieś interpretacyjne znaczenia:
5 oznacza przełom, dalszy rozwój poprzez dokonanie przewrotu, kryzysy, konflikty, usiłowanie zniszczenia, starania osiągnięcia wyższych celów;
7 to duchowość i doświadczenie;
9 - zwrócenie się ku wnętrzu w celu krystalizacji energii, koncentrację, zbieranie w sobie sił do następnego kroku, poszerzanie horyzontów;
10 oznacza spełnienie, sumę dokonań i ostateczny finał naszych działań. Rzeczy wyznaczają koniec procesu rozwoju, nieostateczny, bowiem w założeniu możliwy jest powrót do jedności i harmonii, a zatem odnowa wartości.
Ale pozostawmy ów mistycyzm na boku, bo z pewnością dokonalibyśmy nadinterpretacji, niezgodnej z intencjami poety. Wróćmy do wierszy. Potraktujmy więc uwagę o mistycyzmie jako żart interpretacyjny.
Pierwszy cykl: „Moja stara naga maszyna do pisania” zawiera dziewięć tekstów. Gdyby złożyć same tytuły wierszy byłby to odrębny wiersz, dziesiąty, ale bez leitmotivu: „moja stara/ naga/ maszyna do pisania”, kończący cykl:
Po całym mieszkaniu ...
Poprzez doliny
gdzieś z głębi
Czy już nigdy nie będzie...
Zmęczona chłopka.
Nigdzie czyli... Ciemno. I deszcz.
Zbliża się jesień.
Przyjechaliśmy nad morze.
W dziewięciu wierszach pierwszego cyklu przewija się leitmotiv: „moja stara/ naga/ maszyna do pisania”. Personifikacja jest tu bardzo widoczna. Maszyna do pisania: stara i naga, porównana do kobiety, ba, spowiednika, naocznego świadka duchowych rozterek bohatera lirycznego. Relacja bohater liryczny – maszyna do pisania jest niezmiernie ważna. Upersonifikowana maszyna – kobieta, która „wystukuje”, „rejestruje” wszystkie emocjonalne stany duchowe, od samotności aż po śmierć, poznając tajemnicę „jabłka”, wydeptując „na piasku tajemnicze zdania”, być może „ o jedynym, ostatnim życiu oraz/ o wielokrotnej śmierci” (s. 5). Mamy jedno życie, a w tym życiu wielokrotnie przeżywamy śmierć. I tu tkwi podskórnie ukryty jakiś lęk. Jaki? Zapewne o charakterze neurotycznym. Bohater liryczny działa na odbiorcę podniecająco, wywołując tym samym ogromny niepokój, rozdrażnienie.
Zgodnie z teorią Junga osobowo "niechciane", często neurotyczne lub przesadne postawy czy wzorce zachowań danej osoby tworzą jej Cień. Cień – jest ciemną stroną naszego ego. Odnosi się do naszej zwierzęcej przeszłości. Reprezentuje pierwotne instynkty przetrwania i reprodukcji , ale zawiera także w znacznej mierze nieświadome wewnętrzne wyobrażenie, czy też obraz kobiecości w oczach mężczyzny (Anima), natomiast w przypadku kobiety wyobrażenie męskości (Animus).
W obszarze nieświadomości tkwią liczne archetypy np. Archetyp Starego Mędrca, Archetyp Wielkiej Matki, a przede wszystkim Białej Bogini, stworzony na zasadzie licencia poetica przez Roberta Gravesa, a opowiadający o tym, że pierwotnie jedynym bogiem była kobieta w roli: dziewczyny, matki i kochanki oraz kostuchy-śmierci. Towarzyszył jej partner-bóg, związany z rocznym cyklem przyrody. Tak więc była ona uosobieniem matriarchatu. Jednakże Biała Bogini została z upływem czasu zepchnięta w przepaść zapomnienia przez męskie bóstwo, które zapoczątkowało epokę patriarchatu czyli dominację mężczyzn oraz tzw. kult aseksualnej dziewicy. Zdaniem R. Gravesa na z matriarchatem była związana religia Bogini Matki, jednak po inwazji plemion aryjskich i pojawieniu się monoteizmu żydowskiego wszystkie dawne mity „spatriarchizowano”. Na ile ów przywołany mit był konfabulacją samego Gravesa, a na ile intuicyjnym postrzeganiem przez niego roli mitów w dziejach, trudno dziś orzec. Jednakże mit Białej Bogini dla interpretacji zawartych wierszy w pierwszym cyklu ma dość istotne znaczenie: „moja stara naga maszyna” , w dodatku „do pisania”. Tak poufale można zwracać się do matki, kobiety-kochanki. A zwłaszcza do kochanki: moja naga maszyna. Skoro naga – to naga w chwili aktu spółkowania. A zatem możemy stwierdzić, że chodzi tu również o kobietę, tzw. „seks maszynę”.
Sam tytuł cyklu zawiera znamiona wielkiej metafory o niezwykłym zabarwieniu ironicznym i archetypicznym.
Zasadniczy dla rozwoju człowieka archetyp nazywany jest „jaźnią” . Przeżywamy świat, ubolewamy nad psychiczną kondycją człowieka - to prawda, o której sam Krzysztof Gąsiorowski nie ma najlepszego zdania. Kondycję człowieka określa to, w jaki sposób przebiega nasze istnienie w świecie oraz jakie posiadamy możliwości i ograniczenia . Naszą egzystencję wyznaczają różne czynniki, chociażby takie, jak los (z całym bagażem cierpienia), Bóg, historia, uwarunkowania społeczno-kulturowe itp., a przede wszystkim nasze codzienne umieranie, której końcowym efektem jest nieuchronna śmierć. Pytanie, jak w tym wszystkim odnajduje się indywidualny człowiek? Kim tak naprawdę jest bohater liryczny Gąsiorowskiego? Człowiekiem zagubionym w świecie chaosu? Jakim wartościom egzystencjalnym hołduje?
Układ książki poetyckiej został w pełni przemyślany, wykonany zaś według jungowskiej koncepcji indywidualizacji. Już od narodzin powinien być kształtowany nasz indywidualizm, zgodnie z umiejętnościami rozumowania i działania. Każdy człowiek jest odrębny, z wszystkimi zaletami i ułomnościami, począwszy od duchowych a skończywszy na fizycznych. Co jest fałszywe, a co prawdziwe w naszym działaniu? W wierszu „Słowo się rzekło” bohater liryczny, widząc dziecko, w domyśle żebrzące, udające sierotę i chcące wymusić litością jakiś datek. Wyciąga cynicznie cukierka jako rodzaj zachęty do rozmowy, zwracając się do dziecka: „moja ty sierotko biedna,/ chodź dostaniesz cukierka”. Zadaje dziecku pytanie; „czy rodzice żyją?”. Po czym odkrywa przebiegłość dziecka, które kłamie, aby otrzymać obiecany cukierek, więc mówi: Oddaj cukierka,/ nieprzeznaczony był tobie.//Ale słowo się rzekło. Sierotko,/ będę musiał twoich/ starych zastrzelić”. W zacytowanym utworze mamy do czynienia z percepcją prawdy i fałszu. Fałszem jest sytuacja egzystencjalna dziecka sieroty (nie jest przecież sierotą), aby była prawdziwa należy podjąć drastyczne działanie (zastrzelić rodziców). Tak samo dzieje się z naszym Bytem. Co jest w nim fałszem, a co prawdą?
I tu na plan pierwszy wysuwa się poetycki cykl „Panienki na imieninach”. Narrator, starzejący się mężczyzna, obserwuje kobiety. Każda z nich jest inna. Dlaczego akurat kobiety? Kobieta ma tu wymiar egzystencjalny. Nasze życie kręci się tak naprawdę wokół seksualizmu, czy też erotyzmu. Freudowska wykładnia seksualizmu mówi nam, że człowiekiem kierują przede wszystkim niekontrolowane popędy, a zwłaszcza popęd seksualny, często perwersyjny, zarówno w sferze biologicznej, jak i psychicznej. Tak więc motorem napędowym naszych działań nie jest rozum, ani też intelekt. Możemy powiedzieć, że ów freudowski rys jest bardzo zauważalny. Nasz Byt określa seksualizm, a nie rozum. Natomiast nasza duchowość jest tylko nadbudową egzystencji. Każdy z nas powinien odpowiedzieć na zasadnicze pytania: Kim jestem?
I kim chciałbym być? Dokąd zmierzam?
A przede wszystkim uświadomić sobie nasze bytowanie, tu na ziemi. „Panienki na imieninach” są retrospekcją, jakby były obrazem zapamiętanym przez starzejącego się mężczyznę, który uświadamia sobie własną witalność fizyczną, ale ma również świadomość, że podjęcie jakiekolwiek działania z biegiem czasu staje się tylko marzeniem sennym. Ironiczne widzenie „wszelkiej maści panienek” (Basie, Anie, Doroty, Diany itd.) uzmysławia nam, że oto jesteśmy zaproszeni na spektakl teatralny, podczas którego widzimy mężczyznę znużonego widokiem „tysiąca kobiet”. Jest on tylko biernym obserwatorem, próbującym odnaleźć własną tożsamość w Bycie:
Zgorzkniały historyk kultury materialnej, wdowiec, dwukrotnie rozwodnik właśnie kończy rozprawę doktorską pt. „erotyka pracy hutniczej”:
„... przez lata, w trudzie i znoju, zdyszani, oblani
potem, wytapiamy z dziewiczych minerałów
rozżarzone bryły czystego złota. Potem ktoś inny
z nich robi szczebiotliwe figurki”.
(„Historia kultury materialnej”, s. 39)
W wierszu wyczuwalny jest sarkazm oraz projekcja czy przeniesienie, które mają charakter kulturowy, a nie psychiczny. Porównanie samego aktu spółkowania do hutnictwa, do pracy (w znoju i pocie) przy wytapianiu złotych figurek (szczebiotliwych) stanowi ciekawe widzenie relacji między kobietą a mężczyzną, który stara się uzmysłowić kobiecie własną cielesność. Pomaga jej też wyeksponować kobiecość. Ku swojej zgubie. Wspomniane wytapianie złotych, szczebiotliwych figurek współistnieje z wierszem „Bogini Kali”, któremu poświęcę nieco więcej uwagi. O ile popęd seksualny ma charakter życiodajny, o tyle instynkt śmierci, widoczny w wierszach Gąsiorowskiego, jest destrukcyjny, zniewalający wszelkie działania. Ale zarówno instynkt życia, jak i instynkt śmierci (Tanatos) mają niezmierny wpływ na nasze działanie, na kształtowanie myśli i odczuć psychicznych. Można więc powiedzieć, że kobieta jest ucieleśnieniem tych dwóch form: instynktu życia i instynktu śmierci. Z jednej strony tworzy, buduje, z drugiej zaś wprowadza destrukcję. Na swój sposób unicestwia mężczyznę poprzez własną pazerność życia. Zwłaszcza w akcie rodzenia:
Kobiety – rodzą
Okrakiem, na grobach;
Między życiem i śmiercią.
Co z tego, że się urodziłeś, jeśli
Nikogo nie zabiłeś
I musisz czekać aż umrzesz.
(* * *, s. 89)
W powyższym wierszu bardzo wyraziście dostrzegam ów element destrukcyjny, wynikający z biologicznych właściwości kobiety. Kobieta daje życie i jednocześnie je zabiera. Jest ofiarodawcą i katem. I, niestety, nie mamy na to żadnego wpływu. Świadomość tego zniewala mężczyznę, powoduje, że jest tylko narzędziem reprodukcji albo zaspakajania popędu seksualnego czy żądzy, która sama w sobie jest działaniem ku śmierci. „ Moje biedne ciało zaczyna mieć nade mną przewagę i domaga się swego, (...) to ja się rozpadam czy moje mięso? – mówi poeta w wywiadzie z R. Ulickim. To dramatyczne pytanie przewija się we wszystkich wierszach. Nie pomoże tu żadna ewokacja minionej witalności ani ironiczno-symboliczny obraz „tysiąca kobiet rozwiązłych”:
Pełen śmiertelnych grzechów
Bez odkupienia byłby świat bez
Rozwiązłych, głupich, podpitych
Kobiet;
I one o tym wiedzą.
(Pełen..., s. 87)
Tu właśnie spotykamy się z instynktem życia, który wyzwala w mężczyźnie owe działanie, a również mobilność, gotowość. Zaniechanie tego działania byłoby śmiertelnym grzechem. Kobiety głupie, rozwiązłe, podpite są symbolem seksualności, wyzbytym erotyzmu. Kobiety seksualne i kobiety erotyczne. Kobiety seksualne nie rywalizują z mężczyznami, stanowią jedynie element pokusy, łatwy łup. Aby je zdobyć mężczyzna musi podjąć działanie, ale nie wymaga ono zbyt wielkiego wysiłku. Poza tym „kobiety seksualne” nie mają w sobie znamienia śmierci.
Bohater liryczny stoi przed wyborem: bunt albo ironia. I tu kilka słów dygresji.
U Gąsiorowskiego bardzo widoczny jest bunt przeciw rozchwianym wartościom etyczno-moralnym. To bunt dojrzały, przeciwstawiony buntowi niedojrzałemu, który reprezentują często młodzi poeci czy poetki. Zamiast wulgaryzmów poeta jest niezwykle lapidarny, nadając swojemu buntowi ekspresję poprzez ironię, autoironię, drwinę, żart. Gąsiorowski może być przykładem dla wielu młodych tego, że bunt nie musi opierać się słowolejstwie czy też żonglerce wulgaryzmami czy obscenami. Dojrzały bunt to bunt klarowny, zwarty, lapidarny w słowie. Poeta, jeśli nawet sięga po wulgaryzm, robi to zasadnie, tak, jak w poniższym wierszu:
Przysiadł się do mnie w parku
Jakiś młodzieniec. Panu to dobrze, mówi,
panu to się nie nudzi, widać, że pan
jest chory. A mnie, kurwa, rozsadza energia
I nie wiem co ze sobą zrobić.
A może byś tak, młody człowieku,
Pytam nieśmiało, dobił jakiegoś staruszka?
Dobry pomysł, dobry pomysł, wykrzykuje
młodzian, i odchodzi.
(Dobry pomysł, s. 107)
Niemoc albo działanie. W wyniku przemijalności, utraty witalności, zamiast buntu wybiera cynizm i ironię. Cóż można bowiem czynić, kiedy nie ma się już w sobie żadnych sił witalnych. Taka postawa jest bliska hedonizmowi, liczy się bowiem tylko chwila, aktywne szczęście indywidualne, w którym nie ma miejsca na żadne cierpienie. Śmierć musimy w sobie oswajać, od początku jako to, co nieuchronne. Trzeba cieszyć się światem takim, jakim jest, poszukiwać przyjemności, patrzeć na wszystko sceptycznie bądź z przymrużeniem oka. Być widzem, a nie uczestnikiem zdarzeń.
Skoncentrujmy swoją uwagę na cyklu ostatnim „Bogini Kali”. Możemy więc śmiało powiedzieć, że to akt, w którym bohaterką liryczną jest śmierć. Bogini Kali jest znana jako bogini śmierci albo Mroczna Matka. Opisywana poprzez podobieństwo do czarnej lubieżnej kobiety o oczach wyrażających pragnienie krwi, z jej długiego języka skapuje właśnie ta życiodajna ciecz. Bogini Kali zniszczy wszystko, włącznie ze swoim mężem, bo żadna widoczna rzecz nie jest wieczna. Kali, jak wiadomo, ma dziewięć wcieleń, może być żoną Sziwy, niedostępną Durgą, niebiańską matką, która towarzyszy wszelkim narodzinom, Boginią płodności, a przede wszystkim zwiastunką destrukcji czyli zniszczenia i śmierci. Przywołajmy tu w całości wiersz:
Do cholery, gdzie
ja jestem? Na jakim rozwietrze?
w którąkolwiek bym udał się stronę
w twarz mi wieje. Co tu się dzieje?
Wieje, wciska mi w oczy drzewa, ludzi, domy...
Ale już ten posąg bogini Kali,
o którym wiem, że tu stoi,
wiatr chyba omija. Bo ja go widzę.
(„Bogini Kali”, s. 101)
Psychologizm jest tu widoczny. Ale również pobrzmiewa nuta filozoficznego egzystencjalizmu: „Co tu się dzieje?”. Jednak kluczowymi dla wiersza są wersety: „(...) gdzie/ ja jestem? Na jakim rozwietrze?” i (...) już ten posąg Kali,// (...) wiatr chyba omija(...)”. Ogląd otaczającej rzeczywistości „kłóci się” z psychologiczną (duchową) kondycją bohatera lirycznego. Należałoby zapytać, „na jakim rozwietrze” się znalazł bohater i co robi w tym wierszu bogini Kali? „Rozwiatr”, piękny neologizm, wypada rozumieć jako skrzyżowanie wiatrów, wiejących z różnych stron świata. W symbolice „wiatr” ma wiele znaczeń i odczytywany jest jako:
1.symbol szybkości, niestałości i marności;
2.symbol boskich mocy i ludzkich namiętności;
3.symbol podpory świata i równowagi kosmicznej i moralnej.
A zatem możemy stwierdzić, że wpisane w wiersz są treści zarówno psychologiczne, jak i filozoficzne. Oto, znalazłem się w środku świata, ba, w środku Wszechświata, wokół mnie „dzieje się” świat i Kosmos, którego ja, jako jednostka i element zbiorowości, nie pojmuję. Jestem jedynie obserwatorem „rzeczywistego świata”, w którym „dzieją się” drzewa, ludzie, domy, a ja wciąż walczę z własnym Losem i jakbym od niego nie uciekał („w którą stronę bym się nie udał”), i tak mnie zawsze dopada z całą swoją marnością. Wiatry, które omijają jednak posąg, są podległe destrukcyjnej działalności człowieka.
W postaci Kali bohater liryczny dostrzega uosobienie „kobiety erotycznej” oraz destrukcyjny charakter „dziejącego się” Losu, zwiastującego zniszczenie i śmierć. Podjęcie jakiegokolwiek działania to bunt przeciwko Fatum zarówno nieskuteczny, jak i zbędny. Bowiem „ja” bogini Kali rozrosło się w oczach bohatera lirycznego do niezwykłych rozmiarów i przesłania sobą cały świat. Bohater liryczny Krzysztofa Gąsiorowskiego dostrzega to zagrożenie i rozumie jego nieuchronność oraz autonomię. Heideggerowskie Sein um Tode, bytowanie ku śmierci, jest w tym wierszu bardzo czytelne. Podobnie rzecz się ma z psychologicznym oglądem bohatera lirycznego: moim życiem targają wszelkie namiętności, związane z pięcioma żywiołami: ogniem, ziemią, wodą, metalem i drewnem, jednak nie potrafię zdefiniować swojej duchowości z uwagi na zmienność i niestałość wszelkich uczuć czy odczuć.
Kim więc jest bohater liryczny Gąsiorowskiego? Chłopcem, dorastającym młodzieńcem, dojrzałym mężczyzną czy też starcem? A może Mędrcem, który ironizuje z chłopca, młodego mężczyzny i starca. Albo tylko kpi z roli kobiety erotycznej, roli, skutkującej współuczestnictwem w autodestrukcji. W wierszu „bez tytułu” na s. 105 czytamy: „Nie dorosłem do młodości/ Nie dorosłem do miłości/ Nie dorosłem do starości// Nie dorosłem ku śmierci”. Naszą uwagę kierujemy jednak w stronę ostatniego wersetu: „Nie dorosłem ku śmierci”. Poeta celowo zmienia przyimek w wersecie, zamiast spodziewanego zwrotu „nie dorosłem do śmierci”, pisze „nie dorosłem ku śmierci”. I to jest ważne, bowiem „dorosnąć do śmierci” stanowi stwierdzenie a priori, uwagę niepodyktowaną doświadczeniem egzystencjalnym. Zwrot „nie dorosnąć ku śmierci” nabiera w kontekście całego wiersza cech lapidarnej diagnozy, postawionej przez bohatera lirycznego.
Skoro nie dorosłem do młodości, miłości, starości, to jak mogłem dorosnąć „ku śmierci”. Nie ogarnąłem swojego duchowego „ja” w Czasie, który został mi dany. Moje bytowanie ku śmierci jest dla mnie Tajemnicą, której nie pojąłem. Czy owe bytowanie było: porażką, sukcesem, powielaną marnością zwielokrotnionego Losu w ciągłości upływającego Czasu? Nie pojąłem stanu własnej duchowości w swoim bytowaniu. Powiedziałabym, że jest to zawoalowana polemika z Heideggerem. Skoro, więc według Heideggerowskiego poglądu: umierać to podołać samej śmierci jako śmierci, bo przecież jesteśmy śmiertelni, to jak można podołać owej śmierci w sytuacji, kiedy się nie odnalazło własnej tożsamości, nie odkryło w sobie „człowieczeństwa”, swojej duchowości; wszystko było tylko iluzją, fałszywym odbiorem swojego posłannictwa w bytowaniu na ziemi: źle pojmowałem młodość, źle kochałem, nie zrozumiałem starości. A zatem czym jest bytowanie w ogólnym tego słowa znaczeniu? Dlaczego nie dorosłem do niego?
Wróćmy do poszukiwania tożsamości. Nie dorosłem do żadnego etapu bytowania ku śmierci. Tożsamość jest równoważna w tym przypadku z ludzkim „ja”, indywidualnym „byciem sobą”. Tak więc „ja” należy łączyć z doświadczeniem jednostkowym. Jednak trudno wyodrębnić jednostkowe doświadczenia bytowania ku śmierci, bowiem składają się one w końcowym etapie na doświadczenie społeczne. Tak naprawdę, nasze indywidualne doświadczenia związane z „byciem” nie są istotne: „Gdyby nie ten krajobraz/ z zachodzącym słońcem,/ Powiedziałbym: nie lubię/ Tego świata, zapewne ze wzajemnością/// Tutaj jednak się rozumiemy” („Krajobraz”, s. 100).
Ale zwróćmy uwagę na bardzo ciekawą relację poeta – bohater liryczny. W poezji bohater liryczny ucieleśnia w sobie emocje i refleksje odautorskie. Gąsiorowski składa niezwykłą propozycję kompozycyjną w konstrukcji bohatera lirycznego. Bohater liryczny nie jest tożsamy z autorem tekstu, wręcz przeciwnie, poeta próbuje poznać siebie poprzez wiersze, Starzec-Mędrzec (bohater liryczny) pomaga poecie odnaleźć siebie samego w bytowaniu ziemskim. Jest jego drogowskazem w „rozwietrze”, jego duchowym nauczycielem, który wskazuje, co dobre, a co złe z „drzewa wiadomości”. Trzeba podkreślić, że wiersze Krzysztofa Gąsiorowskiego są bardzo zdystansowane, pozbawione wszelkich emocji. Lapidarność, skrót myślowy czy językowy oraz ironia tworzą bardzo dynamiczną, mocną wymowę jego poezji.
Andrzej Wołosewicz, recenzując książkę poetycką Być morze; bez-sen Krzysztofa Gąsiorowskiego, pisał: „(...) Z powodu owej odautorskiej perspektywy, którą nazywam „przed odejściem” - jeśli prawdziwa jest recenzencka konstatacja, że przyszłość już była - Gąsiorowski odzyskuje swobodę dyskursu, jakiej dawno nie miał: nie ma obowiązku wobec czegokolwiek lub kogokolwiek, pozostaje w pełni wolności tematycznej. Oczywiście nie znaczy to, że pewne tematy, pewne problemy nie przytłaczają go bardziej niż inne, ale to nie one są – jak to wcześniej bywało – alter ego poety. One stanowią jedynie środek-wehikuł, dzięki któremu Gąsiorowski wędruje w sfery gdzie staje nagi wobec równie nagiego Bytu. Bytu, podkreślmy to, który sam nakreślił swoją poetycką drogą.(...)” (4).
Rekonstrukcja Weltanschauung Krzysztofa Gąsiorowskiego to niezmiernie trudne zadanie, albowiem poeta nierozerwalnie związany jest z metafizyczno-filozoficznym oglądem otaczającej nas rzeczywistości. Jednak nie sprecyzujemy tego obrazu świata, bowiem myśl poetycka Gąsiorowskiego balansuje pomiędzy widzeniem sokratejskim a nitzscheańską interpretacją człowieka jako istoty biologicznej lub heideggerowkim „bytowaniem ku śmierci”. W wierszu „Postęp” bohater liryczny – Stary Mędrzec stwierdza: „/(...) Wraz z rozwojem technologii/ w dziedzinie samotności postęp jest widoczny./ A Kosmos coraz bardziej pusty.” (s. 23). Przytoczona konkluzja zawiera myśl filozoficzną i próbę zdefiniowania własnych wartości etyczno-moralnych, wynikających z doznanych doświadczeń życiowych, w wyniku których poeta zaznał olśnienia, że nie tylko podmiot liryczny, lecz również on jako osoba trwa w konkretnym Czasie.
Krzysztof Gąsiorowski przy pomocy drwiny i ironii próbuje zdemaskować „globalną wioskę” McLuhana, w której wszechwładną staje się owa samotność jednostki ludzkiej. Cóż z tego, że świat się „skurczył”, że Internetową komunikację charakteryzuje szybkość komunikowania się z uczestnikami, biorącymi udział w otrzymanym komunikacie, przekazanym przez nadawcę. Jednak coraz częściej błądzimy w „globalnej wiosce świata”, zżera nas poczucie bezsilności wobec kontradyktorycznych informacji i reklam. Owa sprzeczność to nic innego jak informacyjny zgiełk i chaos, często wywołujący w nas niewytłumaczalną histerię i podskórny lęk przed obnażeniem prawdziwego wnętrza duchowego, własnej wrażliwości. Elektroniczny przekaz chociaż wyzwala w nas poczucie wolności, tak naprawdę przyczynia się do niszczenia wartości estetycznych i etycznych. Można by zapytać o psychiczne samopoczucie jednostki ludzkiej w „globalnej wiosce”. Jakie ludzkie postawy kształtuje? Zasadnym też jest pytanie, co jest fałszem, a co prawdą w przedstawionej przez media współczesnej rzeczywistości?
W „Postępie”, a także wielu innych wierszach Gąsiorowskiego, widoczne są aluzje do McLuhanowskiej wizji globalnej wioski świata: „(...) Jeszcze nie tak dawno/ bywałeś samotny raz dziennie, gdy rano zaglądałeś/ do skrzynki pocztowej. A dzisiaj, cholera,/ możesz co godzina, co kwadrans, co pięć minut,/ co minutę sprawdzać w out-looku,/ że nikt na ciebie nie czeka”. (z cyklu: „Kiedyś i do mnie ktoś się wprowadzi”, s. 23). W „technopolu” nasze poczucie samotności wzrosło wielokrotnie. Otwarcie na świat poprzez wirtualne komunikowanie się spowodowało, że w tej komunikacji sami stajemy się wirtualni – nieprawdziwi, fałszywi na wskroś. Jesteśmy tylko kiepskimi aktorami w reality show, pod żółwią skorupą ukrywając swoją samotność („A Kosmos coraz bardziej pusty”). Kosmos tu ma dwojakie znaczenie: Kosmos jako Wszechświat, którego elementem jest nasza planeta wraz z całym jej dobytkiem i Kosmos jako nasza duchowość: doświadczane nasze przeżycia i odczucia. Człowiek we Wszechświecie (jak do tej pory) jest samotny, jednostka ludzka w społeczeństwie świata jest również coraz bardziej samotna. Tak więc oba „Kosmosy” są puste, bo nieskończenie wypełnione samotnością. Ale czy tylko poeta dostrzega owe zagrożenie samotnością jednostki ludzkiej w „globalnej wiosce”?
Otóż, wczytując się w wiersze Gąsiorowskiego z cyklu „Panienki na imieninach”, dostrzegamy pewną analogię z Mechaniczną narzeczoną McLuhana. McLuhan uwagę na związek między techniką i seksualnością, stąd często sięgał do popularnych stereotypów erotycznych - płci, ról społecznych, homo- i heteroseksualizmu, feminizmu itd. Poeta ma świadomość roli masowego przekazu oraz jego wpływu na nasze życie, również seksualne i erotyczne (maszyna do pisania, kolorowy telewizor, komputer, erotyczne pisma (Playboy), fotografia, samolot, UFO itd.). Jednak jest zdania, że rola ta jest nadmierna i zgubna w życiu człowieka. Świadomie Krzysztof Gąsiorowski dokonał takiej, a nie innej, poetyckiej konstrukcji cyklu „Panienek na imieninach”, aby przywołać w pamięci nachalne obrazy telewizyjnej reklamy agencji towarzyskich czy wulgarne kadry z filmów erotycznych, z których kpi jawnie, ośmieszając:
(...) A teraz ona chce się fizycznie przecisnąć do mnie
Poprzez łącze. A ono zatkało się, gdyż Klara jest
Tęga.
Te nowoczesne urządzenia.
Nie ma to jak stary zsyp. Wrzucasz tam
Narzeczoną, a ona od razu leci tam, gdzie powinna.
(„Coś mi się...”. S. 40)
Zalew wszelkiej maści „pornosów” ma skutek odwrotny, bo przynoszący: „Śmierć miłości. Wściekłość/ oszukanego grabarza”. („Nina”, s. 47). Szyderczy ton Gąsiorowski uzmysławia nam, że nadmierna ingerencja środków przekazu, w tym Internetu, ma negatywny wpływ na nasze wybory i podejmowanie wszelkich działań w realizacji naszego istnienia, który w rezultacie przyczynia się do zaniechania działań, również tych seksualnych, zubażając naszą duchowość i wrażliwość, a co za tym idzie: degraduje nasze człowieczeństwo: „Wciąż czegoś mi do pełnego/ człowieczeństwa brakuje” („Niemal wszystko?”, s.48-49). Popęd seksualny nie jest wyróżnikiem człowieczeństwa, jest instynktem przydanym także zwierzętom. Jednak to, co nas odróżnia od zwierząt to duchowość naszego „ja”: „Co ona tam w środku ogląda?/ Straszne grymasy. Jakby/ maska odrywała się od jej prawdziwej/ twarzy.(...) – (Jajo węża”, s. 56). Ważności poezji Gąsiorowskiego przydaje jej wielowątkowość oraz bunt, ukryty pod maską ironii, autoironii, sarkazmu i kpiny. Poeta bowiem przeciwstawia się cywilizacji technologicznej, której rozwój wymyka się spod kontroli i zmierza do unicestwienia dotychczasowych wartości kulturowo-filozoficznych. Kultura masowa wypiera tzw. kulturę wysoką. Poniekąd sprzyja gloryfikacji młodości, poniżając „starość”, ba, gloryfikując również śmierć. W dzisiejszej cywilizacji nie ma miejsca dla Starca-Mędrca. Próbuje go zastąpić wirtualny lub medialny guru – Wielki Brat, który z ukrycia narzuca własny system negatywnych wartości i zniewala umysły jednostek. A może narodzi się nowa Bogini Kali z naszyjnikiem z czaszek, o ostrych kłach, zamiast zębów i ośmiu pająkowatych mackach-ramionach, z których każde trzyma noże, truciznę lub miecz. Być może w niedalekiej przyszłości będziemy składać ofiary z ludzi, po społecznej akceptacji eutanazji, arbitralnie wydawać pozwolenie na przeżycie chorym lub Starym Mędrcom.
Bohater liryczny Gąsiorowskiego podejmuje wielokrotnie wysiłek, aby uświadomić nie tylko poecie, ale również czytelnikowi owe zagrożenie dla duchowości i sensu naszej egzystencji. Wypowiedź poetycka Gąsiorowskiego jawnie się temu przeciwstawia, przeciwstawia się również koncepcji McLuhanowskiej „globalnej wioski”, w której jednostka ludzka nie odnajdzie swojej tożsamości i duchowości. Będzie jedynie wyrażała postawy i wybory tłumu owiec, któremu odebrano możliwość wyboru duchowego pasterza. Owego Starca-Mędrca. Dotyczy to jednak cywilizacji, posiadającej swoje korzenie w chrześcijaństwie. To bardzo ważny głos poetycki, który dzięki lapidarnemu językowi nabiera dużej ostrości buntu dojrzałego: „nie lubię/ Tego świata,// zapewne ze wzajemnością”.
Wiersze Gąsiorowskiego wsiąkają w czytelnika, by po chwili wyrastać głęboką refleksją i zadumą nad duchową kondycją człowieka. Mimo woli, zgodnie z intencjami poety, czytelnik zada sobie niejedno pytanie: czym jest Los? Wypadkową wyborów z mojej własnej woli? Czy też tylko zwykłym przypadkiem? I co tak naprawdę się za nim kryje? A co będzie, jeśli nie zaakceptuję „dziejącego” się czasu i cywilizacji? W podtekście tych rozważań wyraźnie słyszymy dopowiedzenie bez-sen(s?). I rzeczywiście, nie mogąc wpływać na zmianę rozwoju cywilizacji, mamy do wyboru albo bunt, albo świadomość, że nasze istnienie (Los) nacechowane jest bezsensem. Zatem warto przywołać tu w całości wiersz „Wątpia” (s. 104):
Jakby cofało mnie do gadów,
W głąb ewolucji. Moja dusza pokrywa się łuską.
Widać to po moich nowych wierszach –
Żadnych wrażeń, same wątpienia.
Wiersze? Nie umiem już wydostać się z nich
Na zewnątrz. Do rzeczy, do kobiet. Do
Kłopotów ze światem, a nie ze sobą, samym.
Świat stoi na „rozwietrze”, nasze kłopoty biorą się z chaosu i nadmiernego szumu informacyjnego, jakbyśmy znaleźli się w labiryncie, z którego nie potrafimy się wydostać, bo nie potrafimy zrozumieć swojego trwania w Losie Świata i Wszechświata. Jesteśmy wielkim wróbelkiem, którego jednak łatwo unicestwić tak, aby wyginął, jak niegdyś ptaki moa. Krzysztof Gąsiorowski jest piewcą ludzkiego Losu. I jako poeta zmaga się z nim, aby pojąć jego istotę. Czas przyjrzeć się archetypowi Tarpejskiej Skały.
Tarpejska Skała była urwistym zboczem w południowej części rzymskiego Kapitolu. Z tego miejsca Rzymianie zrzucali skazanych za krzywoprzysięstwo, cudzołóstwo i zdradę stanu. Bohater liryczny stwierdza:
Mam nad sobą trudne zadanie
wspinam się na Tarpejską Skałę
Już kilka razy mnie z niej zrzucono
Ale zawsze wracałem
Może i tym razem się uda
Przez jakiś czas pobędę wśród ludzi
Dopóki znów się na mnie nie poznają
Inicjalne wersety są ważne dla zrozumienia całego wiersza, bo kierują nas ku refleksji. Jak rozumieć: „Mam nad sobą trudne zadanie”. Dlaczego mam nad sobą, a nie przed sobą? „Mam nad sobą” Los, w który wpisana jest Śmierć jako dopełnienie Losu. Nade mną wisi zakończenie procesu umierania, akt śmierci. „Wspinam się na Tarpejska Skałę”. I tu nakłada się mit Syzyfa, a podskórnie również mit Tanatosa jako uosobienia śmierci, przypisany do mitu Syzyfa. Wspina się ku górze, być może, tocząc kamień (Los). Bezcelowo. Bezsensu. Krótko mówiąc, ludzkie życie to nic innego, jak absurd biologiczny i duchowy, podległy wyższym siłom. Do swoistego heroizmu, ba, wytrwałości należy dopełnianie swojego Bytu na ziemi, który być może był udziałem przypadku, pozbawionym większego sensu. Wiersz ten odczytujemy, powołując się na oba mity jako trud w zrozumieniu siebie samego oraz walkę o własną godność we względnie dobrej kondycji i w określonym świecie wartości. Tyle razy mnie skazywano, a jednak żyję. Wielokrotnie uśmiercano mnie. Wracałem do ludzi, tylko po to, aby zrozumieć, że liczę się tylko w grupie społecznej. Ten tragiczny wiersz pozwala nam spojrzeć na bohatera lirycznego, jako osobę ludzką trwającą mimo oporu Losu. „Pobędę wśród ludzi” czyli bohater liryczny podporządkuje swoje bytowanie jakiejś grupie społecznej, jednak nie deklaruje stałości więzi ze społeczeństwem. Jest przeświadczony, że zerwie tę więź na rzecz własnej wolności i odrębności. I za sprzeniewierzenie się zasadom społecznym, których nie zaakceptuje, zrzucą go ze Skały.
Konkluzja: „znów się na mnie nie poznają” ma w sobie dużo cynizmu. Alienacja jednostki ludzkiej w grupie, wyautowanie na margines Starca-Mędrca przybiera na dramatyzmie. Jestem stary, więc cierpię, ale jeszcze nie dorosłem ku Śmierci, jeszcze rozpiera mnie jakaś witalna siła w tym świecie destrukcji wartości humanistyczno-filozoficznych. Krótko mówiąc: imponderabilia prawie wszystkich cywilizacji „europejskich” i „azjatyckich”. Człowiek włączony jest w trzy płaszczyzny - kosmosu, społeczeństwa i indywiduum, przy czym każda z nich posiada swoją własną formę myślenia moralnego i sankcji. Społeczeństwo posiada tzw. kodeks etyczny. Przekroczenie norm skutkuje wygnaniem z grupy.
Warto przytoczyć tu rozważania ks. Jana Koniora SJ, dotyczące cierpienia: „(...)Krąg cierpienia jest zróżnicowany. Kosmiczny sposób widzenia jednostki zespolonej z całym otoczeniem powoduje, że każdy zły czyn ma w swych skutkach zniszczenie całości. W centralnej wizji społeczeństwa, natura jest wprawdzie wyłączona, ale grupa cierpi jako całość. Tylko w ostatniej kategorii, skoncentrowanej na jednostce, bierze ona pełną odpowiedzialność za swoje czyny i ponosi ewentualną karę. Z kosmosu do społeczeństwa, od społeczeństwa do jednostki zacieśnia się krąg cierpienia, podczas gdy jednocześnie centralny moment zła jest zinternalizowany. W zetknięciu z kosmosem ludzie mogą czuć i myśleć, co chcą. Tym, co się liczy, jest działanie i nie tylko ono, w konkretnym miejscu i czasie. Także w społeczeństwach, w których wartości etyczne są zinternalizowane społecznie, liczy się czyn. Tutaj jednak mniej istotny jest kontekst kosmiczny, poważniejszą kwestią jest zakłócenie harmonii społecznej.
W różnorodnych sposobach widzenia świata zło przyjmuje różne formy. Wobec kosmosu odpowiada przekroczeniu tabu. W społeczeństwie odpowiada wykroczeniu przeciw wspólnocie. W przypadku jednostki odpowiada utracie wrażliwości wobec własnego sumienia. Te trzy płaszczyzny, jasno rozpoznawalne są w Chinach. Można je jednak znaleźć nie tylko tam, ale w innych kręgach cywilizacji Dalekiego Wschodu”(5).
W wierszu: „Dochin” bohater liryczny pyta: „(...) Czemu nie zechciałem sprawdzić/ sobą samym, co tak naprawdę przebóstwia się/ za Wielkim Murem, który widać z Kosmosu?” (s. 65). Czyżby poeta wieszczył zmierzch cywilizacji chrześcijańskiej na rzecz cywilizacji wschodniej. A może tylko stwierdza przenikanie się kultur i duchowo-filozoficznych wartości? Pytanie, które wartości pozostaną, jest również intrygujące, jak i otwarte. Tym bardziej, że konstrukcja książki z podziałem na pięć poetyckich cyklów i rola Starego Mędrca kieruje nas ku religiom Wschodu. Owa „piątka” jest symbolem zjednoczenia, centrum, harmonii i równowagi, istnienia materialnego, postrzegalnego. Była między innymi symbolem potęgi Boga i człowieka. Mamy pięć palców u ręki, pięć palców u stopy, pięć zmysłów: wzrok, słuch, dotyk, węch i smak. Reprezentuje ona także człowieka (jak na pentagramie Agryppy) i wszechświat, stając się symbolem doskonałości i porządku. W symbolice hinduskiej łączy dwie zasady: żeńską i męską, wyrażając tym, samym życie. Oznacza człowieka oraz mikrokosmos. Symbolizuje ponadto pięć świętych planet znanych pitagorejczykom (Merkury, Wenus, Ziemia, Mars, Jowisz).
Ale też mamy tu do czynienia z medytacją w pięciu odsłonach: zagłębianiem się w myślach, rozważaniem i wielkim namysłem po to, by osiągnąć duchowo-fizyczną równowagę w mikrokosmosie. Pięć poetyckich medytacji: 1. Dorastanie, 2. Samotność, 3. Poznawanie swojej seksualności, 4. Przemijanie, 5. Umieranie. W tych rozważaniach dominuje chęć oswajania leku przed śmiercią poprzez przećwiczenie procesu umierania i naukę jego kontrolowania: „(...) Zestarzałem się, przysypiam: trenuję/ w śmierci. Albo nie mogę zasnąć, męczę się:/ trenuję nieśmiertelność/ (...)” – („Trenuję...”, s. 108). Umiera nie tylko człowiek, bo również temu procesowi podlega przyroda, a także cywilizacje. Według chińskiego powiedzenia: śmierć jest pożegnaniem życia. Poetycka koncepcja „treningu umierania” Krzysztofa Gąsiorowskiego jest propozycją arcyciekawą i niezwykle oryginalną w poezji polskiej. Być może jedyną w takim ontologicznym oglądzie.
Propozycja „treningu umierania” wiedzie nas ku buddyzmowi tantrycznemu i Tybetańskiej Księdze Umarłychiv. Religie Wschodu oraz wspomniana tu Księga była przedmiotem zainteresowań Z.Freuda i C.G.Junga. A skoro poezja Gąsiorowskiego aż kipi od freudowsko-jungowskiego psychologizmu, nic więc dziwnego, że jest ona również zakorzeniona we wschodnich nurtach filozoficznych. Przesłaniem TKU (7)- zdaniem Ireneusza Kani, tłumacza i autora przedmowy - „jest pomóc zmarłemu człowiekowi w stawieniu czoła najważniejszej próbie, od której zależy jego dalszy byt przejawiony – bądź wyzwolenie z bytu (...) Tak więc Księga uczy nas odwagi – wobec prawdy, a także wobec samego umierania. Uczy nas pokory: los, który się nam przytrafia, przytrafia się wszystkim bez wyjątku „synom ludzkim”, ostatecznie nie ma w tym nic niezwykłego. Mamy więc tu wezwanie do solidarności, tym piękniejsze, że z nieuchronnego cierpienia, które towarzyszy nam w śmierci, powinniśmy uczynić „ofiarę” dla dobra wszelkich istot(...)” (8). Jak zinterpretować inaczej: „trenuję się w śmierci (....), trenuję nieśmiertelność”, jeśli nie przechodzeniem z jednego Bytu w Byt Ostatecznej Prawdy.
Podobieństwo przesłania koncepcji „Treningu umierania” Gąsiorowskiego jest niemalże zbieżne z przesłaniem TKU. Może nieco wymieszane z sosem europejskiego egzystencjalizmu i psychologizmu. Ale ta kompilacja przydaje owej koncepcji poznawczej ważności duchowego „ja” Starego Mędrca. Ponadto pozwala nam uświadomić, że kultury i cywilizacje wzajemnie się uzupełniają, przenikają, tworząc podwaliny do powstawania nowych wartości estetyczno-filozoficznych.
J.Ortega y Gasset twierdził: „że sztuka może być tylko tragiczna, poezja bez choćby ziarna tragizmu, to jedynie figura retoryczna, to jarmarczne rymy, sztuka dla rozhisteryzowanych damulek o duszach z kruchego szkła”(9). No właśnie, skoro już mowa o ziarnie tragizmu to zapewne znajdziemy je w poezji Gąsiorowskiego, który po raz kolejny poezją udowadnia Czytelnikowi, że - wbrew krytyce literackiej spychającej jego twórczość ze Skały Tarpejskiej w czeluść zapomnienia – należy do wybitnych polskich poetów drugiej połowy XX wieku.

PRZYPISY:
(1) Krzysztof Gąsiorowski: Moja stara naga maszyna do pisania i panienki na imieninach, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2009, s. 114
(2) „O poecie Krzysztofie Gąsiorowskim i jego poezji”, rozmowa Ryszarda Ulickiego z Krzysztofem Gąsiorowskim.
(3) Tamże, ibd.
(4) Andrzej Wołosewicz: Gąsiorowski? To on jeszcze żyje?
(5) ks. Jan Konior SJ: Analiza genezy mitu zła w kulturze chińskiej, Czasopismo Naukowe "Anthropos?", nr 12-13 z 2009 r. Wydział Filologiczny Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach
(6) Tybetańska Księga Umarłych, przełożył i opracował Ireneusz Kania, Oficyna Literacka, Kraków 1991
(7) Od tego momentu będę używać skrótu Tybetańska Księga Umarłych -TKU
(8) Ireneusz Kania: „Tybetańska Księga Umarłych” – sensy i konteksty, Tybetańska Księga Umarłych, przełożył i opracował Ireneusz Kania, Oficyna Literacka, Kraków 1991, s. 38
(9) J.Ortega y Gasset: Dehumanizacja sztuki, Czytelnik 1980 r., s. 43