"Codzienny plac zabaw" wydany przez Wydawnictwo Adam Marszałek jest dwunastą poetycką książką Stefana Jurkowskiego, znakomitego poety i krytyka literackiego. Zapewne należy do poetyckiej kontynuacji „Koła niedomkniętego”, wydanego również przez Wydawnictwo Adam Marszałek w 2004 r. W wierszu otwierającym tom Stefan Jurkowski pisze: „zdarzyłem się sobie/ inni/ zdarzyli się mnie...” („Pochwala egoizmu”, s. 3), a więc można by odwrócić diagnozę postawioną przez autora: poeta zdarzył się sobie, a czytelnicy zdarzyli się poecie. Już sam tytuł tomu oraz ten pierwszy wiersz świadczy o ironicznym stosunku poety do świata zastanego. Poezję Jurkowskiego cechuje zatem ironia, autoironia, ba, czasem drwina, – o której w swojej recenzji pisał Andrzej Gnarowski – lecz drwina nie dla samej drwiny. Nuta ironiczna, czasem prześmiewcza jest wielkim atutem wierszy Jurkowskiego. Trzeba przyznać, że owa ironia, sarkazm z biegiem czasu przybierają swoją siłę i stanowią o swoistej odrębności poetyckiego języka poety.

Skąd bierze się wspomniana ironia i drwina oraz prześmiewcza nuta w poezji Jurkowskiego? Z pewnością ze świetnej obserwacji i umiejętności podpatrywania świata, ludzi oraz doświadczenia życiowego poety: „nie sprzedam żadnej cząstki siebie/ bo nie ma na nią kupca” (***, s. 9). Autokreacja w poezji Jurkowskiego aż nadto jest widoczna. Podmiot liryczny to nikt inny, tylko odwieczny poeta, który pragnie poznać prawdę Wszechświata i naszego uwikłania egzystencjalnego tu, na Ziemi. Tej prawdy nigdy tak naprawdę nie odkryjemy; związki z Heideggerem czy Sartr’em są w tej poezji oczywiste: „przecież początek i koniec tworzą koło” („Ciągłość”, s. 4). Heideggerowskie „Sein zum Tode“ czyli „byt ku śmierci”, pobrzmiewa w poezji Jurkowskiego dosyć często. Między początkiem a końcem trwa taniec (życie), w którym pulsuje nieskończoność światów i nasze ciągłe umieranie. Życie bowiem mamy na chwilę, śmierć towarzyszy nam codziennie, przypisana jest nam „na zawsze”. Między śmiercią a życiem mimo wszystko istnieje równowaga i harmonia biologiczna. Życie rodzi śmierć, śmierć rodzi życie. Jurkowski nie zadaje pytań, próbuje znaleźć własną przestrzeń egzystencjalną (wiersz „Spotkanie”, s. 7), pisząc: „znikają bogowie/ olimp opustoszał//(...) przewróciły się ikonostasy/ rozsypały świątynie///(...)”.
Poeta często odwołuje się do „świątyni”. Czymże zatem ona jest dla poety? Zapewne Jurkowski, poeta wyrosły przecież z chrześcijańskiej kultury, dostrzega znaczny rozdźwięk pomiędzy Religią (ideologią) a Kościołem (instytucją). Świątynia to „Olimp”, w którym skryte są wszystkie religie wraz z bogami, odkąd tylko zaczęły towarzyszyć człowiekowi rozumnemu. Powiedziałabym więcej, poeta dostrzega zmienność religii na przestrzeni epok, podobną do zmienności samej Natury. Człowiekowi dana jest Religia do przetrwania, do „przejścia” z jednego (zastanego) do drugiego świata (wyobrażonego). Nadania mu sensu życia i wędrówki po Kole Życia, od jego Początku aż po Kres. Toteż cieszmy się chwilą, którą nam ofiarował Bóg: „czas się spopiela..../ po co cmentarze tablice pomniki/.../” - (***, s. 10), natomiast w wierszu „Przeciw mitom” (s. 14) czytamy w zakończeniu: „strach nas przywalił jak skały/ choć przecież żadnych skał nie ma/ bo nie ma boga mordercy/ swojego własnego człowieka//”. Człowiek od zarania walczy ze swoim lękiem przed cierpieniem i umieraniem, przed samotnością we Wszechświecie, odkąd ma pełną świadomość własnego bycia „tu i tam”. A zatem można śmiało powiedzieć, że Świątynia u Jurkowskiego jest równoznaczna z Naturą (Świątynia=Natura=Wszechświat), jednak filozoficzna postawa poetycka daleka jest od panteistycznego punktu widzenia. Wręcz przeciwnie; nie ma z panteizmem nic wspólnego. Po prostu jesteśmy sprzężeni z porządkiem Wszechświata (inaczej być nie może), z Naturą. Nie żyjemy w oderwaniu od fizycznych i biologicznych zjawisk. Tak naprawdę nie zależymy od siebie, mimo pozornej wolności, jaką dał nam Bóg.
W przewrotnym wierszu, wydawać by się mogło – prostym i łatwym w odbiorze: „Codzienny plac zabaw” (s. 82), możemy odczytać wiele warstw interpretacyjnych, począwszy od lirycznego obrazu po hedeggerowskie „Bycie i czas”.
(...) nad powłoką miasta:
strome zjeżdżalnie ulic
po których zsuwają się ludzie pojazdy
zegarki oraz inne sprawy
słońce spada
niebo w dole niczym tafla jeziora
i gwiazdy
można po nich skakać
oddalając się od samych siebie
w żarnach
diabelsko-boskiego młyna
Zacytowany niemalże w całości wiersz jest niezwykle wieloznaczny w swojej refleksji. Już sam tytuł jest wielką metaforą o zabarwieniu ironicznym: codzienny plac zabaw, nasuwa się więc pytanie: czyj? Pana Boga czy człowieka? Człowiek jako dziecko Pana Boga otrzymał zabawki: samochody, domy, zegarki. Wśród nich jest ta najważniejsza; zegarek, do którego tak często poeta się odwołuje. „Zegarek” ma tu wyraźnie wymowę metafizyczną. Wciąż przypomina człowiekowi o Czasie, o tym, że go z każdym dniem ubywa. Każdego dnia jest coraz mniej również nas, zajętych mocowaniem się z własnym Bytem na codziennym placu zabaw. Poeta ironizuje, ba, powiedziałabym nawet, że demaskuje naszą własną próżność, pogoń za dobrami doczesnymi, zmaterializowaniem życia. Ów zmaterializowany świat zubaża naszą duchowość. Znieczula niczym narkoza. A przecież w końcu, jakie to ma znaczenie w obliczu dopadającego nas Kresu. Tak naprawdę – żadne.
Jurkowski operując prostym, aczkolwiek niebanalnym, często bardzo zjadliwym i ciętym językiem, w niezwykle ciekawy sposób metaforyzując obrazy i puenty, pozwala czytelnikowi na zawiązanie się dyskursu: poeta – czytelnik. Buduje niepowtarzalny klimat liryczny. Nic więc dziwnego w tym, że czytelnik biorąc Codzienny plac zabaw bez znudzenia będzie chłonął wiersz po wierszu. Wracając ponownie do poprzednich. Poezja Jurkowskiego to poezja metafizyczna, z podskórnym psychologizmem, refleksyjna. Bowiem poeta zmusza nas do zastanowienia się, czym tak naprawdę jesteśmy w tym wszechogarniającym nas Wszechświecie. A może jesteśmy już tylko pamięcią zapisaną w jakimś lustrzanym odbiciu.
Znakomity warsztat powoduje, że wiersze Jurkowskiego dobrze się czyta. „Wchodzą w pamięć”. Z bólem nienazwania, z „człowiekiem z lustra”. Z ironią poety. Te wiersze często bolą, bo przecież podmiot liryczny Jurkowskiego to poeta i my, czytelnicy. Dziś, w dobie „cywilizacji śmierci” głos Stefana Jurkowskiego jest niezmiernie ważny. Już prof. Anna Świderkówna w udzielonym przed laty wywiadzie na temat śmierci zwracała uwagę, że współczesne pokolenia chcą wymazać ze swojej psychiki świadomość Kresu naszego życia. Staramy się żyć pełną parą, jakbyśmy mieli żyć na Ziemi wiecznie. Nie lubimy rozmawiać o śmierci, która tak naprawdę stanowi najważniejszy akt życia. I to nam próbuje uświadomić również Jurkowski: „nie będzie innej wersji tego samego zdarzenia/ ziemię czas i miłość próżnia w próżnię przemienia?... („Bieg”, s. 34). Jesteśmy świadkami „dziania się dziejów”, co więcej – dziania się naszego bycia w świecie. Nasza egzystencja w świecie jest „uczasowiona”. Zmienność cywilizacji, zmienność przyrody to nic innego jak „dzianie się świata”, naszego „jestestwa”. „Dzianie się historii świata,” na którą przecież składa się również codzienne, monotonne życie człowieka.
Jurkowski, poeta o dużej wrażliwości, nie epatuje wulgaryzmami, jego celną bronią jest właśnie ironia. Nie ucieka się do modnych poetyk, jest wierny prostocie i oszczędności słowa, zgodnie z przybosiowym wezwaniem „jak najmniej słów”. Ale poezja Jurkowskiego podskórnie pulsuje filozoficznym oglądem naszej rzeczywistości. Lektura Codziennego placu zabaw budzi w nas ważną refleksję, że oto w czasach zgiełku oraz chaosu najważniejszym zadaniem jest być może powrót do pierwotnych źródeł i przywrócenie właściwych wymiarów, skoro „ulegamy drogowskazom które/ bierzemy za sam cel podróży” (***, s. 75), aby uwolnić „boga” z więzienia tandety czyli inaczej rzecz biorąc, pozbawić nasze istnienie banalności i fałszywych postaw oraz nadać mu nowe wartości filozoficzno-humanistyczne, obudzić niejako ludzkie sumienie w naszej podświadomości. Warto więc zastanowić się nad nowym drogowskazem naszego bycia. Abyśmy nie błądzili, marnując dany nam Czas na błahostki.

Stefan Jurkowski: Codzienny plac zabaw, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2007, s. 98, ISBN 978-83-7441-693-1