Regina Kantarska-Koper

„Patriotyzm to również umiłowanie i pielęgnowanie narodowej tradycji, kultury czy języka” – czytamy w Wikipedii. I właśnie na owo pielęgnowanie języka chcę zwrócić uwagę. Przy całym szacunku dla gwar, dialektów i języków regionalnych, wreszcie dla mowy potocznej, chcę stanąć w obronie języka ogólnonarodowego w jego wersji literackiej, ponieważ to przede wszystkim ta odmiana języka pozwala ludziom komunikować się ze sobą, jest najpowszechniej zrozumiała dla szerokich kręgów społeczeństwa (inne odmiany języka, np. gwary, żargony mogą być niezrozumiałe dla różnych grup). Język literacki jest także podstawą narodowej literatury, obowiązuje w szkołach, instytucjach i w środkach masowego przekazu. Takiej jednolitej wersji języka ojczystego uczymy się w szkole i nią posługujemy się w sytuacjach oficjalnych (a przynajmniej powinniśmy, żeby nie narażać się na śmieszność i zasługiwać na miano ludzi kulturalnych i wykształconych). Niestety, jest to tylko pobożne życzenie. „W ciągu ostatnich 20 lat polszczyzna zmienia się w takim tempie, że niektórzy twierdzą, iż to jest upadek” – mówi językoznawca prof. Andrzej Markowski, przewodniczący Rady Języka Polskiego.

Po 1989 roku zauważam ogromne niechlujstwo w tej dziedzinie – język mediów jest często wulgarny i niepoprawny, zaśmiecony amerykanizmami, żargonami; wydawane książki roją się od błędów interpunkcyjnych i językowych; a na dodatek z programów telewizyjnych znikły edukacyjne audycje w rodzaju „Ojczyzna-polszczyzna”. Nie jest to tylko moje zdanie, np. prof. Jan Mazur z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie pisze: „Załamanie się czytelnictwa, zanik kultury wysławiania się, szerzące się chamstwo oraz wulgaryzacja i agresja językowa w mediach i w komunikacji publicznej, przy jednoczesnym upadku autorytetów i wzorców pięknego wysławiania się, powodują uzasadnioną obawę o to, czy język polski będzie mógł dalej wypełniać swoje funkcje na wszystkich podstawowych obszarach komunikacji ludzkiej, tj. komunikacji potocznej, urzędowej, publicystycznej, naukowej i artystycznej, czy też spadnie do roli dialektu i narzędzia komunikacji codziennej na niewielkim obszarze Europy”.
Ale ja nie o tym. Nie będę się wdawać w naukową analizę przyczyn takiego stanu rzeczy ani rozległości tychże zjawisk językowych. Chcę tylko zwrócić uwagę na powszechne stosowanie dosłownie kilku czy kilkunastu nieprawidłowych wyrażeń, zwrotów, słów oraz ich form. Zacznę od niepoprawnego wyrażenia typu: „ubrać sukienkę, buty” (a nawet słyszałam w TV taki dziwoląg: „ubrać okulary”) – zamiast „założyć”, ewentualnie „włożyć” daną część ubrania. Poprawnie jest także: „ubrać się w co, w sukienkę, sweter” (przy okazji – nie: „swetr”).
Nagminnie mylone są czasowniki „adoptować” i „adaptować”. W telewizji słucham, jak to „adoptują budynki” (zamiast: „adaptują”) lub ktoś „adoptuje się do nowych warunków” (powinno być: „adaptuje się”). Rozumiem, że słowa brzmią podobnie i mogą się pomylić, ale czy tak trudno, jeśli nie jesteśmy pewni, użyć wówczas rodzimych słów: „przystosować budynki, przystosować się do nowych warunków”? Zapamiętajmy: rzeczownik „adaptacja” znaczy „przystosowanie”, czasownik od niego – „adaptować; adopcja – przysposobienie, prawne uznanie dziecka za swoje”, czasownik – „adoptować”.
Kolejny problem – to liczebniki „półtora” i „półtorej”. Znam przypadki, że nawet nauczyciele języka polskiego wmawiają uczniom, iż mówi się: „półtora godziny”, ale „półtorej roku” (sic!). I znowu – czy tak trudno zapamiętać, że rodzaj liczebnika trzeba dostosować do rodzaju określanego rzeczownika? Czyli „półtora” używamy z rodzajem męskim i nijakim, a „półtorej” z rodzajem żeńskim: „półtora roku, dnia, półtora jabłka”, ale „półtorej godziny, minuty, gruszki”. Osobiście upierałabym się przy tym, żeby podobnie odróżniać formy liczebnika: „dwoma (chłopcami, jajkami)” i „dwiema (dziewczynami)”, jednak językoznawcy dopuszczają stosowanie pierwszej z tych form z wszystkimi trzema rodzajami, chociaż zachęcają raczej do ich rozróżniania.
Stopniowanie przymiotników wygląda według niektórych (i to z dyplomami) następująco: „bardziej głupszy, bardziej ładniejsza, rzadziejszy” (zamiast: „głupszy, ładniejsza, rzadszy”) itp. Zasada jest bardzo prosta – opisową formę stopnia wyższego tworzymy przez dodanie przysłówka w stopniu wyższym „bardziej” do przymiotnika w stopniu równym! Za to kiedyś ktoś oburzał się, że mimo wyższego wykształcenia jego znajoma używa form: „gęściejszy, tłuściejszy, czyściejszy”. A otóż te właśnie formy są jak najbardziej prawidłowe obok obocznych „gęstszy, tłustszy, czystszy”.
I jeszcze nieszczęsna „zagranica”, która nie dopracowała się form deklinacyjnych w niektórych połączeniach składniowych.
M. kto? co? – Interesuje mnie zagranica.
D. kogo? czego? – Nie znam zagranicy.
C. komu? czemu? – Uważnie przyglądam się zagranicy.
B. kogo? co? – Lubię i szanuję zagranicę.
N. kim? czym? – Zachwycam się zagranicą.
Msc. o kim? o czym? – Często rozmawiamy o zagranicy.
Ale podczas gdy mówimy, że „wyjeżdżamy do Bułgarii, do Włoch, w góry, nad morze, na wieś” itp., to wyjechać możemy jedynie „za granicę” (pisane oddzielnie), bo słowo „zagranica” nie dopracowało się własnego połączenia z tym wyrażeniem. Nie powiemy przecież: „wyjechać do zagranicy”, ale tym bardziej absurdalne jest nagminnie używane: „wyjechać zagranicę” pisane łącznie, czyli w bierniku. „Wyjechać kogo? co?” – Niedorzeczność! Słyszałam, że można „objechać kogoś” czy „coś”, „przejechać”, ale „wyjechać kogo”?! Profesor Jan Miodek pisze: „... jeśli ja wyjeżdżam poza Polskę, to gdzie ja wyjeżdżam? Nie mogę przecież napisać tego łącznie, bo jaki miałoby to sens? Wyjechałem zagranicę? No nie! Właściwie takie połączenie składniowe zupełnie nie wchodzi w grę. Wyjechałem za granicę, dobrze się czuję za granicą”.
A teraz parę słów dotyczących języka regionu Podlasia. Jeszcze raz podkreślam, że szanuję gwary, regionalizmy, mowę potoczną itp., jednak tutaj mówię o poprawnym ogólnonarodowym, oficjalnym języku literackim, obowiązującym w szkołach, instytucjach; koniecznym, aby Polak zrozumiał rodaka z innego regionu. Chciałabym zwrócić uwagę na typowe wyrażenia, lekko szokujące dla ludzi z innych regionów. Przede wszystkim nieprawidłowe z punktu widzenia poprawnej polszczyzny używanie konstrukcji z przyimkiem „dla” i dopełniaczem oraz konstrukcji z celownikiem: „dać, dziękować, powiedzieć dla kogo – daj dla cioci, podziękuj dla pani, on powiedział dla mnie, Franek podał dla Józka rękę” itp., podczas gdy w poprawnym literackim języku te czasowniki „rządzą” celownikiem bez przyimka, czyli wymagają użycia po nich rzeczownika w celowniku bez żadnych przyimków: „daj cioci, podziękuj pani, on powiedział mi, Franek podał Józkowi rękę” itp. Za to czytam na oficjalnych przecież tablicach informacyjnych: „Chorym przejścia nie ma; Parking tylko mieszkańcom, pracownikom; Obuwie leśnikom; Dyplom laureatowi” itp., podczas gdy tutaj potrzebny jest przyimek „dla” w znaczeniu przeznaczenia, celu: „Obuwie dla leśników; Dyplom dla laureata; Parking tylko dla pracowników, dla mieszkańców”. Czasem trzeba poszukać innego sformułowania, np.: „Przejście tylko dla personelu” czy też: „Chorym nie wolno (zabrania się) przechodzić”. Każdy czasownik rządzi określonym przypadkiem – z przyimkiem lub bez. I nie może rządzić inną formą.
Podobnie jest z innymi czasownikami, które w lokalnej gwarze używane są z przyimkiem „dla” i dopełniaczem, a poprawnie mają inną rekcję: „boli mnie głowa” (a nie: „dla mnie boli głowa”), „Marka bolą nogi” (a nie: „dla Marka” czy „Markowi bolą nogi”); „ręka swędzi Marysię, Jurka” (a nie: „Marysi, Jurkowi”).
Zacytuję słowa Jarosława Jędrysiaka, z którymi w pełni się zgadzam: „Czy posługiwanie się gwarą to wstydliwa wada, czy powód do dumy? To wszystko zależy z pewnością przede wszystkim od sytuacji komunikacyjnej – sytuacji, w której posługujemy się językiem. Nawet to, co jest powodem do dumy, w nadmiarze i w niestosownej sytuacji narazi nas na śmieszność, a nie uznanie – i nie tylko gwary się tyczy ta prawidłowość. Gwara jest – moim zdaniem – powodem do dumy, ale do takiej „cichej” dumy. A wstydliwą wadą może stać się tylko wtedy, gdybyśmy swoje ewentualne błędy w literackiej polszczyźnie chcieli tłumaczyć obciążeniem mającym źródło we własnej gwarze”.
Jeszcze parę słów o interpunkcji. Zadziwia mnie niefrasobliwe traktowanie interpunkcji, nawet przez nauczycieli-polonistów. Jestem wychowana w poszanowaniu każdego przecinka. Matka często przywoływała anegdotę o pewnym burmistrzu, który zaniepokojony padaniem bydła podyktował swemu urzędnikowi następujący tekst odezwy: „Ludzie, bydło zdycha, burmistrz zakazuje spożywać padlinę”. Jednak niezbyt rozgarnięty urzędnik zapisał tekst w ten sposób: „Ludzie bydło, zdycha burmistrz, zakazuje spożywać padlinę”.
Jest różnica? A przecież tylko malutki przecinek zmienił miejsce. Jeszcze bardziej przykre konsekwencje byłyby np., gdyby w tekście decyzji jakiegoś dawnego władcy: „Ułaskawić, nie stracić” urzędnik napisał: „Ułaskawić nie, stracić”.
Nauczyłam się czytać, gdy nie miałam jeszcze pięciu lat, i z książką spędzałam większość czasu. A trzeba oddać sprawiedliwość wydawcom ówczesnych książek – za solidność i bezbłędność pod względem językowym. Żadnych błędów, słowa niezrozumiałe były wyjaśniane w przypisach, cytaty w obcych językach zawsze przetłumaczone i podana wymowa fonetyczna, tak samo transkrypcja obcych nazwisk. Natomiast po 1989 roku w książkach roi się od błędów interpunkcyjnych, trafiają się błędy ortograficzne i składniowe. Nikt się nie trudzi, aby przetłumaczyć często wtrącane wyrażenia w obcych językach, a tym bardziej zapisać ich wymowę. Może warto rozważyć powrót do dobrych tradycji i do większego poszanowania ojczystego języka?
Irytuje mnie też dziennikarska maniera wymawiania takich słów, jak: „opinia, mania, Hiszpania” identycznie jak, powiedzmy, „niania”, czyli z miękką głoską [ń] bez [j]. A przecież dopełniacz pokazuje, że różnią się one, co w tej formie widać zarówno w piśmie, jak i w artykulacji: „niani” [ńańi], ale: „opinii, manii, Hiszpanii” [opińji, mańji, hišpańji]. Oto przykładowe wierszyki z fonetyki, pomocne w rozróżnianiu artykulacji słów tego typu:
*** Otóż powiem wam dwa zdania, / że niejaka pani Mania / wywyższa się wielkości manią. / Za tę nieskromność zgań ją.
*** To jest Eugeniusz. / Kawał zucha zeń już. / Pomaga mamie Geni / i wcale się nie leni.
Na tym kończę tych kilka uwag o miłości do ojczystego języka wyrażonej pielęgnowaniem jego poprawności.

Białystok, 29 maja 2011

(Tekst wygłoszony 19 czerwca 2011 w Białymstoku podczas Biesiady Literackiej, zorganizowanej przez Związek Literatów Polskich Oddział w Białymstoku i Galerię im. Sleńdzińskich)