W lipcu 2010 roku ekshumowano ciało Nicolae Ceausescu. Czekałem na ten moment od kilku lat. Niepokoiłem się rok po roku, a do ekshumacji jak nie dochodziło tak nie dochodziło. Nareszcie zdecydowano się na to co od początku było dla mnie nieuniknione.
W pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia minie dwadzieścia jeden lat od tragicznej śmierci Słońca Karpat. Pozbyto się go wraz z żoną Eleną, w sposób nerwowy, nagły i jak później powszechnie mówiono, dość podły. Spoglądając na oblicze dobrego wujka, wyzierające choćby ze wspólnych zdjęć z Edwardem Gierkiem, nie można oprzeć się wrażeniu, że wyrządzono mu krzywdę. Podobnie po śmierci krzywdzono go nie ekshumując ciała. Dla wielu Rumunów jasnym było, że tylko w ten tradycyjny sposób można było wrócić spokój jego duszy.

Tymczasem na łamach polskiej prasy, tej która w ogóle zauważyła ten doniosły akt zadośćuczynienia, przetoczyły się spekulatywne komentarze. Dociekano jaki był powód ekshumacji? Dla mnie, spędzającego w rumuńskich barach wiele chwil swojego życia jasnym było, że prędzej czy później znajdzie się pretekst uzasadniający taką decyzję. Pomijam już zbiorowy wyrzut sumienia i ludową tęskną legendę Nicolae. Po prostu była potrzeba ekshumacji i już! Bez tego aktu legenda byłaby niepełna. Nieskończona, jak utwór muzyczny bez ostatniego akordu.
W Danii energia uwalniana podczas spalania ciał w komunalnych krematoriach służy do ogrzewania domów. Biorąc ciepły prysznic w domu moich znajomych na Jutlandii nie mogę oprzeć się wrażeniu, że oto znowu kogoś spalono aby mi dogodzić. Tym samym Duńczycy skazują swoich przodków na niebyt, niepamięć i nie wiem na co jeszcze, aż boję się myśleć, że wykorzystują ich ciała zgodnie z powszechną w tym kraju zasadą recyklingu - pożytecznego wykorzystania śmieci. Rumunia to co innego, to prawdziwie humanistyczny kraj, z szacunkiem dla zmarłych i głęboką refleksją nad tajemnicą pośmiertnego bytu. Dlatego nie mogę zgodzić się z dalece nietrafionymi dywagacjami na temat przyczyn ekshumacji Ceausescu. Wynikała ona z czystego szacunku i troski o los człowieka po śmierci, zwłaszcza nagłej, przerwanej w sposób niegodny. Rumuni mają niezwykłą u innych narodów wiarę w życie po śmierci. Świadczy o tym choćby ilość świąt poświęconych zmarłym. Według nich, życie po śmierci jest podobne do tego ziemskiego. Taka jest wymowa kolorowych, drewnianych nagrobków, na wesołym cmentarzu w Sapinta w Maramuresz
Szczegółowe badania domniemanego grobu Vlada Tepesa zwanego Drakulą poczyniono w latach 1933 - 1935. Ku zaskoczeniu naukowców znaleziono w miejscu jego pochówku kości konia, a między nimi pierścień władcy. Ta udokumentowana historia dodała smaczku legendzie pobudzającej wyobraźnię milionów ludzi na świecie. (Informację tą zaczerpnąłem z rumuńskiego dziennika „Jurnal National”, z 15 marca 2003 roku). Odkopywanie zwłok, było na tyle popularną praktyką, że jeszcze w XIX wieku pojawiały się cerkiewne dekrety, zakazujące chłopom kolejnego wykopywania zwłok zmarłych, jeżeli ci byli już dwukrotnie ekshumowani, pod pretekstem ich domniemanego wampiryzmu. Wykopywano dzieci po trzech latach od śmierci, młode osoby po czterech-pięciu, a dorosłych po siedmiu latach. Jeżeli natrafiono na zwłoki nie w całkowitym rozkładzie, utwierdzano się w przekonaniu, że zmarły jest wampirem, a wówczas kołek wbity w pępek był najmniej okrutnym zabiegiem. Bywało, że wyrywano z truchła serce, lub to co po nim pozostało siekano je sierpem, potem palono, mieszano z wodą i wypijano, jako antidotum na wampiry. Podobno działało to „jak ręką odjął”.
Daleki jestem od racjonalizowania ekshumacji Ceausescu. Pojawiające próby wytłumaczenia dlaczego do niej doszło są daleko nieprzekonujące. Jeśli przeprowadzono ją na wniosek rodziny, to nie po to aby sprawdzić zgodność DNA pochowanych na bukaresztańskim cmentarzu Ghencea zwłok, z kodem spadkobierców domniemanej fortuny, zdeponowanej do dzisiaj w bankowych sejfach poza granicami kraju. Podobnie mało prawdopodobna jest teoria, że w grobie leżą zwłoki innej, nieznanej osoby . Grób z krzyżem, centralnie umieszczona czerwoną gwiazdą i obliczem Chrystusa u podstawy nie mógł skrywać innych zwłok. Wiedzieli to doskonale ci, którzy podobny grobowy obelisk wznieśli. Wątpię też czy w ramach ostrej walki politycznej toczącej się w obecnej Rumunii, nawet najbardziej populistycznym ugrupowaniom zależałoby na organizowaniu ponownego, przysługującego głowie państwa, uroczystego pogrzebu. Co prawda, niektóre środowiska twierdzą, że Ceausescu, gdyby żył, wygrałby w Rumunii każde wybory. Stąd zawsze świeże kwiaty na jego grobie.
Tymczasem, zgodnie z tradycją, trzeba było po prostu dla spokoju sumienia zajrzeć do grobu, odwiedzić zmarłego, sprawdzić czy spoczywa w spokoju, czy normalnie się rozkłada, czy nie podkurczył przypadkiem nóg, czy na butach nie ma świeżego błota i tak dalej. Gdy wszystko będzie w należytym, pośmiertnym porządku, nie będzie potrzeby użycia osikowego kołka. Jeśli duch Ceausescu nadal będzie niespokojnie krążył nad Rumunią, za jakiś czas, kolejne pokolenie, znowu zajrzy do trumny z truchłem dyktatora.