Maria Magdalena Pocgaj

Jaki jest wizerunek współczesnego poety wśród dzisiejszej młodzieży? Jakie wspomnienie zostawia po sobie on sam, gdy wychodzi ze spotkania autorskiego w szkole... Pozwolę sobie na kilka refleksji na gorąco, bowiem razem z kolegą, bratem po piórze i zarazem prezesem naszego oddziału, Pawłem Kuszczyńskim, gościliśmy dzisiaj w jednej z poznańskich szkół.

Cóż, przyszło nam się podzielić „lekcją” po połowie, a była ona dość szczególna, bo nie tylko przeprowadzona społecznie, bez honorarium, ale następowała po niefortunnym spotkaniu w tejże szkole jednej z naszych koleżanek. Spotkanie to kładło się głębokim cieniem na ogólnym wizerunku poetów z Domu Literatury przy ul. Noskowskiego 24. Gromada młodzieży patrzyła na nas wyczekująco. Z minuty na minutę lody jednak topniały. Mówiliśmy o tajnikach twórczego warsztatu, o potrzebie wrażliwości i dostrzegania drugiego człowieka, o otwarciu się na świat przyrody, o wzajemnym oddziaływaniu na siebie różnych dziedzin sztuki, o własnych spostrzeżeniach i przeżyciach, by wreszcie dzielić się swoją poezją (ale w rozsądnym wymiarze). Okazało się, że nie rzucamy słów „jak grochem o ścianę”, bo młodzież otworzyła przed nami drzwi do swojego wnętrza. Udało nam się z nią POROZMAWIAĆ.
Oczywistym jest, że nie wszyscy muszą kochać poezję, ale jeśli spotykają się ze sobą dwa światy z dwóch różnych pokoleń, na płaszczyźnie twórca – i potencjalny odbiorca jego sztuki, to przecenić tego nie można, ale i zepsuć nie wolno. Nieżyjąca już wspaniała poetka, Łucja Danielewska, często podkreślała, że „poeta powinien nie tylko świecić ale również spalać się”. Tak trudno dziś o autorytet, który byłby wzorem dla młodego człowieka, chociaż uczniowie niemal automatycznie wymieniają dwie osoby: Matkę Teresę z Kalkuty i papieża Jana Pawła II. I nikogo więcej? A może wreszcie mógłby nim być któryś z... poetów, czyli ktoś bardziej obdarowany przez naturę, kto widzi i słyszy więcej, mocniej odczuwa, kto słowem jest w stanie poruszyć w człowieku najczulszą strunę, odnieść się do jego uczuć, do samej głębi jego istoty. Ale słowem można także zranić, zwłaszcza osobę młodą, często poszukującą sensu życia, nieraz zagubioną, błądzącą, wręcz słabą. A jeśli do tego ośmieli się pokazać poecie swój pierwszy, nieporadny wiersz? Nikt od razu nie staje się twórcą wybitnym, doskonałym. A co dopiero wielkim. Nie spadnie poecie z głowy korona, jeśli opowie o swoich twórczych porażkach czy klęskach. O samotności, lęku, niepewności, kompleksach, tak często dopadających osoby wrażliwe i o tym, jak sobie z nimi poradził. Warto mieć dystans do własnej „wielkości i sławy”, wsłuchiwać się w drugiego człowieka, zwłaszcza tego, który dopiero wyrusza w swoją drogę. Warto podzielić się czasem i sercem, nawet gdyby jakaś cząstka nas musiała przy tym spłonąć...