Maria Magdalena Pocgaj

W sobotę, 14 maja 2011 r. w auli Wydziału Teologicznego UAM odbyła się kolejna Ogólnopolska Konferencja Naukowa pt. „JESTEM, GDY JESTEM DOBRY. PSALMY ROMANA BRANDSTAETTERA”, w której miałam przyjemność uczestniczyć. Na program konferencji złożyło się 12 referatów, z których każdy opracowany został na kanwie przydzielonego wiersza tego znakomitego pisarza, filozofa, poety i tłumacza tekstów biblijnych.

Już po raz trzeci znalazłam się wśród prelegentów, traktujących twórczość Brandstaettera, jednego z najwybitniejszych literatów w historii Poznańskiego Oddziału ZLP, jako źródło niezwykłych przeżyć zarówno duchowych jak i artystycznych. Piękno poetyckiego języka, ogromna kultura pisania i wszechstronna wiedza autora m.in. „Kronik Assyżu”, „Jezusa z Nazaretu” czy „Kręgu biblijnego ” zasługują nie tylko na pielęgnowanie pamięci o wielkim autorze ale i czerpanie z jego bogatej spuścizny literackiej. Tytuł mojego tegorocznego referatu pochodził z wiersza „Psalm wysokich gór”, dedykowanego jednemu z poznańskich taterników, alpinistów i himalaistów, Wojtkowi Wróżowi, który 3 sierpnia 1986 roku zginął pod K2.Temat jakże głęboki i refleksyjny, z pogranicza transcendencji, zetknięcia się dwóch światów, podejmujący tajemnicę śmierci, poniesionej w górach przez wspinacza, który „wiedziony jakimś niepojętym wewnętrznym nakazem czy impulsem wciąż w góry podąża. I zdobywa ich szczyty, pokonując własne słabości (...)
Bywa jednak, że płaci za to najwyższą cenę. I chociaż żaden ze skalistych szczytów wartości ludzkiego istnienia nie zrównoważy, ani życie nigdy nie będzie stanowiło okupu czy haraczu za zdobycie góry, to przecież wielu mężnych i wspaniałych ludzi w górach znalazło własną śmierć. Nie stanowi to jednak bariery, która by uniemożliwiała kolejnym śmiałkom wyruszanie na szlak i wspinaczkę ku słońcu. (...) jest bowiem coś, co przynagla do forsowania skalnych zboczy, do balansowania nad przepaścią, wchodzenia wciąż wyżej i wyżej. Bo dopiero tam – wszystko, co pozostawiło się na dole, nabiera właściwej hierarchii. Stojąc na szczycie wobec biegnących po horyzont niezliczonych masywów i łańcuchów górskich, czuje się podmuch wieczności, jakby to był oddech samego Boga. W żadnym innym miejscu nie doświadczy się podobnego wrażenia, a zstępując w doliny, jest się już zupełnie innym człowiekiem”.
Dokonująca się w górach tragedia, czy to nazywana nieszczęśliwym wypadkiem, czy zrządzeniem losu, pytanie - dlaczego? – pozostawia jednak bez odpowiedzi. A przecież „życie to też wspinaczka, krok po kroku, dzień po dniu, ponad urwiskami niewiadomej jutra, przepaściami lęków i wątpliwości, pomiędzy przełęczami marzeń. I tak, jak zmienia się obraz gór w fascynującej grze blasków i cieni, tak zmienia się nasze życie w świetle dokonywanych wyborów, podejmowanych decyzji ale i w mroku błądzenia, schodzenia ze szlaku”. Pozwolę sobie zacytować końcową frazę wiersza Brandstaettera, piękną i przejmującą, o psalmicznej wymowie: „Błogosławieni ci, dla których szczyt i przepaść są dłońmi Boga”.