Na początku były „słowa”... I nikt nie przewidział tego, jak i kiedy zamienią się one w „słów-ka” i „słóweczka”.
Zdrobnienia – bo o nie tu chodzi – w gruncie rzeczy sympatyczne formy gramatyczne, wytłumaczalne i uzasadnione – szczególnie w rozmowach z dziećmi – śmieszą, denerwują, nawet przyprawiają słuchacza o gęsią skórkę, bo infantylizują wypowiedź, kiedy są nadużywane w komunikacji słownej między osobami dorosłymi.
Utarło się, że zapraszamy kogoś na kawkę czy herbatkę (z cytrynką), czasem na piwko, wódeczkę czy koniaczek. Obiecujemy też pyszny, domowy serniczek. Czasem spotykamy się na obiadkach. Częstujemy domową zupką, kotlecikiem z ziemniaczkami, proponujemy kilka rodzajów suróweczek. Na deser podajemy smaczne ciasteczka z jabłuszkami (Gotowania uczymy się m.in. z programów telewizyjnych, w których kulinarni eksperci do przygotowywanych posiłków używają marcheweczki, cebulki, szczypiorku, koperku, przyrządzają zawiesiste sosiki i klarowne rosołki).
Podczas spotkań podziwiamy nowe buciki znajomej i wizytową kreację, mimo jej gorących zapewnień, że ma na sobie bardzo starą bluzeczkę i spódniczkę też sprzed kilku lat, jedynie torebeczkę kupiła niedawno – bardzo okazyjnie.
W osiedlowym sklepie kupujemy codziennie chlebek, bułeczki, czasem ciasteczka w promocji, czasem mięsko i kiełbaskę... Pani w kasie przyjmuje od nas pieniążki – żartujemy, że wolelibyśmy mieć pieniądze, może tak szybko by się nie rozchodziły.
W autobusie kontroler prosi nas o bilecik, a gdy nie możemy go znaleźć – o dowodzik osobisty. W domu witają nas kochane dzieciaczki i... rozrzucone wszędzie zabaweczki, książeczki, buciki i ubranka...
Cóż, trzeba zrobić porządeczek.
Do licha ze zdrobnieniami!
Trzeba zrobić porządek!
Z nadużywaniem zdrobnień przede wszystkim.