Wiem, wiem! Język jest żywy i ciągle się zmienia. Ulega też modzie na używanie, a właściwie nadużywanie pewnych słów, co przybiera czasem formę prawdziwie tragikomiczną. Od dłuższego już czasu uniwersalnym określeniem na wszystko, co dobre, ładne, miłe, smaczne, sympatyczne, pozytywne, grzeczne itp. jest słowo „fajne”, w odpowiedniej oczywiście formie gramatycznej, i już się do tego nawet trochę przyzwyczailiśmy. Od niedawna rozpowszechniło się nowe językowe zjawisko mówienia zamiast – „bardzo, uprzejmie, pięknie, serdecznie, wyjątkowo, nadzwyczaj” – słowa „strasznie”.
Nie wiem, co mam sądzić o urodzie „strasznie ładnej” dziewczyny, o smaku „strasznie smacznej potrawy, wychowaniu „strasznie grzecznego dziecka”. Nie rozumiem, jak mogła po wiedzieć matka – w którymś z seriali telewizyjnych – „strasznie cię kocham, córeczko”. Oczekuję makabrycznego ciągu dalszego, kiedy słyszę, że ktoś komuś „strasznie dziękuje”. Doszukuję się drwiny w wypowiadanym „strasznie się cieszę” lub „strasznie mi miło”. Nie wiem, jak to jest, kiedy ktoś załatwia sprawy „strasznie szybko”, dostaję gęsiej skórki, kiedy coś jest „strasznie śmieszne”, zastanawiam się, czy ktoś „stra sznie dobry” nie jest pospolitym przestępcą...
Te humorystyczno-makabryczne zestawie nia rozpowszechniły się nie tylko w mowie potocznej, ale – co gorsze – w mediach, które po winny troszczyć się o kulturę języka. Tymczasem niedawno „strasznie fajna” znana piosenkarka dziękowała „strasznie sympatycznym” fanom za to, że oddali głosy na jej zespół „strasznie zaskoczony” zdobyciem pierwszego miejsca w „strasznie fajnym” telewizyjnym konkursie. No i po co ta cała znajomość bogactwa języka, wieloznaczności słów, synonimów, związków frazeologicznych, wystarczy jedno „strasznie fajne” słowo, wszechogarniające i naduniwersalne, by tworzyć językowe potworko-koszmarki. Szkoda, że ich autorzy, szczególnie osoby publicznie występujące, tego nie rozumieją...
„Strasznie nisko” im się nie kłaniam.