Przyjechali delegaci z oddziałów regionalnych. Przywieźli swoje bagaże wiedzy, ambicji, aspiracji i propozycji. Jedni pewni siebie, inni nieśmiali. Wszyscy jednak wyposażeni w ufność dopełnianą ważnością swojej osoby.
Sprawozdania zwykle są informacją o tym co dobre. O niedostatkach zwykło się wspominać. To standard.
Wybory są istotą, gdy chce się zaistnieć – jako elektor, bądź desygnowany.
Najpierw prezes, potem zarząd i ciała towarzyszące.
Zgłoszono więc dwóch kandydatów na prezesa: Marka Wawrzkiewicza – „byłego” i Juliusza Erazma Bolka – „ewentualnego”. Mogło być interesująco. Mam na myśli rozstrzygnięcie kierunku jaki miałby przyjąć związek na czas najbliższy, na życzenie elektoratu.
Po „odzamknięciu” listy, bo i takie sytuacje się zdarzają, dołączył trzeci kandydat Dariusz Tomasz Lebioda. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci przeszkadza – tak strawestowałbym to co się stało. Wygrał Marek Wawrzkiewicz.
Co to oznacza? Z pewnością nie wróży żadnego zastoju, nie oznacza też niemożliwości radykalnych zmian. Do końca nie wiadomo czy są potrzebne i czy wniosłyby coś istotnego. Warto jednak „otworzyć się” na młodych i na współpracę z tymi co było im obecnie wspólnie nie po drodze. O tym mówił sam Marek Wawrzkiewicz. Wspomniał również, że Stowarzyszenie Pisarzy Polskich i Pen Club są dobrymi współgospodarzami tam, gdzie dotychczas współgospodarzono. To coś sugeruje.
Zarząd staro-nowy przemeblował się w podfunkcjach.
Twórczość i nią administrowanie to dwa bieguny mogące nastręczać trudności w godzeniu osiągnięć artystycznych i osiągnięć ambicjonalnych, w tym urzędniczych. Czyje „będzie na wierzchu”? Coś tam, gdzieś tam wiedzą wtajemniczeni.
Przy zarysowywaniu projektów jakichkolwiek przewartościowań pracy dotychczasowego kierownictwa, należy uwzględnić literaturę wstępującą, którą niełatwo klasyfikować i weryfikować; jeśli chce się być otwartym na nową estetykę – tu następuje czas Stefana Jurkowskiego, nowego szefa Komisji Kwalifikacyjnej. Dodam, że Leszek Żuliński dopraszał się przywrócenia stopniowania w dochodzeniu do pełni członkostwa w związku.
Swoistym dramatem dla literatury i literatów jest forma finansowania tego działu sztuki. Ministerstwa mające w swej nazwie kulturę albo-li jej synonimy nie spieszą z pomocą. Nawet – jak twierdzi Marek Wawrzkiewicz – trudno ją wyprosić choćby w szczątkowym i stałym wymiarze. Określone trudności warunkują wspieranie.
Tadeusz Hussak powołując się na swoje wspomnienia opublikowane pt. „Pisarz i Księgarz w jednym stali domu” przybliżył wzloty i upadki we wzajemnych relacjach tych dwóch powinności, które dotyczyły również jego przez ostatnie 60 lat. Dyskutowano więc przy okazji o ubóstwie na Parnasie i dużych pieniądzach dla populizmu. To w pewnym sensie przewijało się i miało mieć przełożenie na efekt wyborczy. Bo wciąż „wisiało w powietrzu” czy lepsze stare-pewne czy nowe-ambitne.
Pełniąc funkcję przewodniczącego Komisji Skrutacyjnej byłem zainteresowany głównie rzetelnym liczeniem głosów, będących statystyczną wolą ogółu.
Niestety, środowisko literackie nie grzeszy zbytnią znajomością siebie nawzajem. Niepowszechność działań integracyjnych skazywała część delegatów na głosowanie nie do końca świadome. To zawierało w sobie akcent nieprzewidywalności efektu ostatecznego. Dobrze to, czy źle? Liczący głosy mieli więcej pracy, bo liczna lista propozycji zarządu ustępującego była uzupełniana licznymi kandydaturami z sali, a i gremium wyborcze było liczne.
Sympatie i antypatie były mało czytelne dla postronnych, boć to grono smakoszy i znawców słowa. Wiadomo wszelako, że wśród ludzi sztuki zasady rywalizacji ustalane są w trakcie współzawodnictwa, więc wszystko przed nami.
Puenta ma odcień nadziei. Jak wspomniałem, możliwe są porozumienia związków twórczych. Ponadto, wicemarszałek Sejmu RP Jerzy Wenderlich zapowiedział powstanie Narodowego Instytutu Wydawniczego. To nic, że inni ważni goście, a właściwie przedstawiciele, niczego nie obiecywali. Nikt jednak nie podważał szans zmian.
Prestiż związku musi zostać przywrócony, a literatom przywrócona ich ranga. I nie za cenę wchodzenia na drogę służebną. „Słowo jest złotym kluczem” głosił jeden z delegatów. Oby więc nie stało się „złotym cielcem”.