Krzysztof Gąsiorowski, fot. Henryk Pustkowski

Poznaliśmy się pod koniec roku 1969 u Władysława Huzika mojego ciotecznego brata w jego domu na ulicy Ząbkowskiej na Pradze.To był jednopiętrowy drewniany dom. Jak Władek zdobył to mieszkanie nie pamiętam. Przyjeżdżałem często do Władka z naszej rodzinnej Łodzi. Poznałem tam Krzysztofa Gąsiorowskiego i Zbyszka Jerzynę. To było zaczarowane miejsce. Tak wiele się u Władka działo. Tak wielu ludzi przychodziło.

Była tam tez maszyna do pisania, która mnie fascynowała. Ale najważniejszy był tam zwariowany licznik prądu elektrycznego zamocowany na ścianie. Kiedy Władek obrócił go z pozycji pionowej w pozycję poziomą to jego tarcza przestawała się obracać a liczydło przestało liczyć zużyte kilowaty chociaż prąd nadal był. Tak więc mieliśmy ciepło w chłodne dni a w nocy widno. Kiedy byli we trójkę wiele rozmawiali o literaturze,historii,filozofii,winie i kobietach. Chłonąłem to wszystko całym sobą.Władek,Krzysztof i Zbyszek byli tak rozgorączkowani w sporach,że chwilami mnie nie zauważali.Więc kiedy czułem głód odzywałem się. Wtedy zawsze któryś z nich dawał mi na bułkę. Oni już wtedy byli wielcy ja a malutki plątałem się między nimi. I Władek i Krzysiek i Zbyszek lubili się uśmiechać . Kiedy po tygodniu lub dwu byłem zmęczony od nadmiaru otrzymanej wiedzy i nie wyspania wracałem do Łodzi. Tak więc nasza znajomość trwała chociaż z każdym rokiem luźniejsza.
Aż do roku 2004, kiedy to znowu często pojawiałem się w Warszawie. Krzysztof zawsze mnie fascynował. Lubiłem go a on chyba mnie. Nigdy nie mówił do mnie Kazimierzu. Mówił Kaziku, a mnie to się podobało. Bo nigdy wcześniej nikt tak do mnie nie mówił. Kiedy zapytałem czy napisze recenzję do bajeczki pt: "Psie plotki", jaką napisałem pierwszy raz dla dzieci odpowiedział, że chętnie. Więc tak jak się umówiliśmy wysłałem pocztą na adres naszego związku. Po otrzymaniu wspaniałej recenzji moje zdumienie było tym większe ,że zamieścił obok niej swoje uwagi abym "to zrobił tak a to tak". "To dał tu a to tu". "Z tego zrezygnował a tu dopisał coś". O jej! Zawyłem ze zdumieniem po nich przeczytaniu.
Taki był mój kochany Krzysiek. Dobry. Po prostu dobry, życzliwy i uczynny. Mądry chłop. Nie robił z siebie ważniaka, chociaż miał ogromną wiedzę. A kiedy umarł mój brat Władek, napisał jemu poświęcony wiersz pt: "Pamięci Władka Huzika" i zamieścił go w swojej książce pt. "Czarne śnieżki". W wierszu tym nawiązuje do winnicy Pana i zapłatę jednego dinara za pracę. Pisze o sprzeciwie między tymi co pracowali uczciwie od świtu a tymi co robili byle jak. Ale dalej pisze tak; "zmarło się także nijakiemu Władkowi Huzikowi, też pisarzowi, autorowi "biedne gnojki w nocy". A dalej pisze tak "po równo.Niepojęte są Boże wyroki, powtarzał Allan Ginsberg w psychodelicznym"Kadysz". A miłosierdzie Jego nie zgłębione. I nawet Władek, niecnota, trochę i nicpoń, pijaczek zasłużył na denara. Jak on się starał, aby siebie do siebie przekonać. W końcu się spalił stu kilkudziesięcio kilometrowym papierosem".
Kochany Krzyśku już i mnie za nie długo przyjdzie pora odejść z tego wirującego padołu. Wtedy sobie pogadamy, powspominamy i poukładamy po nowemu to co nam się tutaj nie udało.
Do Zobaczenia Krzysio! Do zobaczenia mój Drogi Krzysku. Twój Kazik Arendt.