Drugie już spotkanie pt. Andrzejki Waśkiewiczwskie odbyło się w w sobotę, 29 listopada 2014 r. w Wilkanowie na Ziemi Lubuskiej. 4 km od Zielonej Góry.
Ok. 2,5 godziny przed planowanym spotkaniem poświęconym Andrzejowi K. Waśkiewiczowi zacząłem palić w Domku ogrodnika, czyli w swoim prywatnym domku stojącym w ogrodzie, gdyż temperatura wewnątrz (i na dworze) wyniosła -3 stopnie. Nie dziw, że stawek zamarzł. Ale pod koniec imprezy ok. godz. 23.30 wnętrze miało 23 stopnie, zatem nabiłem temperaturę o 26 stopni w górę. Nikt nie powinien narzekać i nie narzekał, przynajmniej przy mnie.
Zaczęło się od tego, że każdy przybywający do Ogrodu sztuk gość dostawał świeczkę i zapalał przed kamieniem poświęconym AKW, stojącym przy wejściu do ogrodu, zresztą od dawna, czyli od śmierci Andrzeja. Obok marmurowego kamienia zawiesiłem jeden oprawiony portret AKW, drugi stał w Domku ogrodnika i towarzyszył nam podczas spotkania.

Zaczęliśmy prawie o 17.00, z niewielkim opóźnieniem, gdyż (chyba) z powodu zimna nie wszyscy zdążyli na czas. Przyjechało kilkanaście osób. Wśród nich pisarze Zbigniew Kozłowski, Janusz Koniusz i Robert Rudiak, ponadto doktoranci Uniwersytetu Zielonogórskiego, dwie panie profesorki oraz moja rodzina w całości. Zaczęła prof. Małgorzata Mikołajczak z UZ streszczając, opowiadając wstęp do najnowszej książki AKW pt. "Lubuskie środowisko literackie. 1963 - 2012", zredagowanej przez niżej podpisanego, pełniącego też rolę gospodarza spotkania. Potem krótka dyskusja, "przerwa" na barszcz, kawę, herbatę i sernik i opowieść doktorantki UZ Mirosławy Szott o tym co ostatnio napisał prof. Marian Kisiel z UŚ o AKW. Po Mirce posłuchaliśmy wypowiedzi (z płyty) Andrzeja Waśkiewicza o Peiperze i Przybosiu i znowy ruszyła dyskuja. I właściwie trwała niemal do północy. O lubuskości, o Andrzeju, o krytykach, w zależności od momentu toczona w podgrupach lub na tzw. forum. Na spotkanie przyniesiono kilkanaście butelek wina (jeszcze zostały na później, bo kierowcy nie pili), ciasta, ciastka, pierniki. Lidka, moja żona, zrobiła sałatkę, kiełbaski, ziemniaki na ciepło z gziką, prof. Ewa Narkiewicz-Niedbalec (koleżanka ze studiów) zrobiła sernik, słowem nikt nie był głodny. Myślę, że spotkanie podobało się, padła nawet propozycja, żeby je jeszcze unaukowić, ale nie wiem, czy warto. Mamy czas do przyszłego roku. Książka AKW chyba jest już w druku, wkrótce się ukaże o czym pozwolę sobie donieść w oddzielnym trybie.