Andrzej Cieślak
w gościnie u Kolegi
I
Plejady Twe ujrzałem w zimny czas styczniowy.
Świeciły niewinne pośród setek innych,
W ich blasku płacz mój jak echo z dąbrowy,
Szukał za cierpienia poza sobą winnych.
I zdawało mi się, że niebieskie cienie
Ziemię pocałunkiem tak darząc witały
Chcąc tutaj odnaleźć tak jak ja marzenie
Pieśni namiętności co rankiem wstawały
A krążąc wracają. Oniemiały z zachwytu
Łabędź co do harfy wtulił swoją szyję
Słyszę widzę i czuję obietnicę świtu
Mówiącą choć zaspana za chwilę odżyje.
II
Plejady Twe ujrzałem w zimny czas styczniowy.
Spacerem ledwo liźnięć dostąpią poranka.
Drzewom dorosłym oszraniają głowy.
Do marca gdy koronę nałoży sasanka.
Już też wtedy letnie zwołuję wspomnienia.
Chłodny ruczaj gaszący pocałunki słońca.
Chleb w łanach tańczący w takt skowronka drżenia
Pszczeli koncert lenistwo zaskrońca.
Wietrzyk oddechem zaraża ogrody.
Prześcieradło kwieciste pieści moje ciało
Odkryte celowo na łaskę ochłody
Jakby planet zimna stęsknione czekało.
III
Plejady Twe ujrzałem w zimny czas styczniowy.
Przędą bez pośpiechu pajęczynę życia.
Wychodząc na spacer zdejmij troski z głowy,
Stąpaj dywanem białym nie szukaj ukrycia.
Chrzęści pod stopami puch od nieba prezent.
Oddech się zamienia w obłok wędrujący.
Zasnął bujak na ganku choć go chroni brezent.
Czy pora zła minie samopas niechcący ?
Nie czekaj na litość błądzącą po nocy
Ona nie daruje światłu mgnienia blasku.
Wznieć pod okiem plejad potęgę ich mocy.
Gdy się do nich zbliży ranny zdrajca brzasku.
IV
Plejady Twe ujrzałem w zimny czas styczniowy.
Styczeń miesiącem karmienia przyszłości.
Ciepłem chroni życie błam karakułowy
Strach odpędzając od wszech namiętności.
Słowa bez znaczeń dudnią do sumienia.
Wstrzymać gotowe marzenia ulotne.
I twarze umyć im w lustrze strumienia.
Aby mogły od nowa być dla nas zalotne
Przywołam trzy wróżki. Będę na nie czekał,
Oślepiony blaskiem gwiaździstym sklepienia.
Czy to możliwe bym z modlitwą zwlekał ?
Na słowa prawdy i dar odkupienia.
V
Plejady Twe ujrzałem w zimny czas styczniowy.
Co noc po widnokrąg uparcie się moszczą.
Słyszą więc podsłuchują skrywane rozmowy.
Złamanym etiudom ciszy nie zazdroszczą.
Przemyka nocą do swojego domu,
W okno posyła pożegnalny promień.
Wędrując obok szepce po kryjomu
Nie zapominaj naszych wspólnych wspomnień.
Leżąc nieruchomo podziwiam te dziwy,
Zatknięte w obraz mego lasu sosny.
I wiem to na pewno znów jestem szczęśliwy.
Gdy plejady już widzą gronostaje wiosny.