(...) Politycy i ekonomiści, próbują wmówić ludzkości, że jedyną wartość sensu życia jednostki jest pieniądz... Należałoby się zastanowić, czy owa wartość, której mamy hołdować, nie będzie na dłuższą metę zgubnym szaleństwem. Przecież w tym świecie, przynoszącym ludzkości jakieś rzeczywiste korzyści istnieje już dziś przepaść między nędzą a bogactwem. Człowiek staje się niewolnikiem ekonomicznych aspektów globalizacji. Jaki więc sens życia zawiera w sobie owa globalizacja. Pieniądz, wielki pościg za nim, za tym piątym, a może pierwszym żywiołem ludzkiego świata. Gdzie czas na refleksję, na etyczny wymiar naszego życia. (...)

Globalizacja - to temat rzeka. Ekonomicznymi wymiarami niech się zajmują ekonomiści, finansiści, politycy. Brakuje mi przede wszystkim filozoficzno-humanistycznych odniesień do twórczości artystycznej twórców w tej nowej sytuacji świata, którą przed laty Mc Luhan określił elektroniczną wioską świata, my ją nazywamy globalizacją.
Wciąż otwartym wydaje się być pytanie: jak się ma odnaleźć w tej niezwykle uwikłanej w różne problemy sytuacji, począwszy od ekonomii - człowiek jako jednostka w tym globalnym społeczeństwie świata. Myślę, że globalizacja, która jest nieuchronnym zjawiskiem XXI w. tylko pozornie sprzyja ludzkości. Jak się więc ma się odnaleźć człowiek jako jednostka indywidualna... z całym swoim bagażem doświadczeń, które gromadzi od wieków, od zarani czyli z kulturą. Zmieniają się państwa, ustroje polityczno-ekonomiczne, lecz los człowieczy jest niezmienny. Człowiek rodzi się, kocha, przeżywa chwile wzlotów i upadków, cierpi, umiera... Dziś nikt nie pyta ludzi o to, czy są szczęśliwi, czy rzeczywiście pragną przybliżenia do siebie całego świata i w jakiej formie.
Politycy i ekonomiści, próbują wmówić ludzkości, że jedyną wartość sensu życia jednostki jest pieniądz... Należałoby się zastanowić, czy owa wartość, której mamy hołdować, nie będzie na dłuższą metę zgubnym szaleństwem. Przecież w tym świecie, przynoszącym ludzkości jakieś rzeczywiste korzyści istnieje już dziś przepaść między nędzą a bogactwem. Człowiek staje się niewolnikiem ekonomicznych aspektów globalizacji. Jaki więc sens życia zawiera w sobie owa globalizacja. Pieniądz, wielki pościg za nim, za tym piątym, a może pierwszym żywiołem ludzkiego świata. Gdzie czas na refleksję, na etyczny wymiar naszego życia.
Myślę, że właśnie to jest największe zagrożenie współczesnej cywilizacji. Koncentracja na ekonomii, a nie na duchowych potrzebach człowieka prowadzi donikąd. Nikt nie zastanawia się nad losem człowieczym... Już dziś są widoczne, namacalne skutki istnienia elektronicznej wioski świata, objawiające się frustracją ludzi. Ich samotnością. To matka Teresa niegdyś powiedziała, że „Amerykanie są biednym narodem, ponieważ w swojej zamożności ekonomicznej nie potrafią dostrzec swojej indywidualnej samotności w zbiorowości”, a jednocześnie ich tradycja akcentuje nadmiernie rolę jednostki. Człowiek-jednostka w świecie globalnym nie może się liczyć, nie będą się również liczyć społeczeństwa narodowe. Uniwersalizm języka angielskiego wyeliminuje małe kultury narodowe. Już dziś się mówi o amerykanizacji życia Europy, chociaż żyje w niej tyle narodów. Nic więc dziwnego, że wiele państw, tak jak Włochy i Francja podjęły walkę z amerykanizacją swoich kultur. Moim zdaniem daremną i skazaną na przegraną, chociaż bogactwo kultury naszej cywilizacji jest wynikiem różnorodności i wielości małych kultur narodowych. To dzięki nim możemy mówić o duchowej sferze życia gatunku homo sapiens. Dzięki nim możemy mieć przeświadczenie, ze człowiek-jednostka jakoś tam wpływa na świadomość narodową. Zaistnienie społeczeństwa ponadnarodowego jest równoznaczne z oderwaniem od tradycji i korzeni. Prowadzić może ono do załamania tych duchowych wartości, które uczłowieczają człowieka. W świecie globalnym człowiek-jednostka to "robot" stworzony do wykonywania określonych zadań, który nie jest zdolny do refleksji nad sensem swojego istnienia. Zwolennicy globalizacji świadomie milczą odnośnie kondycji duchowej przyszłej cywilizacji. Ich nie interesuje człowiek duchowy, ponieważ nie ma to związku z jego działalnością produkcyjną.
Podczas audiencji dla polityków Jan Paweł II zwrócił im uwagę politykom, że świat nie może istnieć bez duchowości, że eliminacja filozofii z naszego życia doprowadziła już do świata bez duszy. A żadna cywilizacja nie może na dłuższą metę funkcjonować bez duchowości, na którą składają się indywidualne tradycje społeczności lokalnych i potrzeby duchowe jednostek. Ogarnia mnie przygnębienie, gdy słyszę o perspektywach rozwoju naszej cywilizacji, chociażby w Europie, dla której ostatnią deską ratunku jest Unia Europejska. Prognozy są tragiczne... często podejmując rozmowy z przyjaciółmi słyszę, co się martwisz, nas już tu nie będzie... Ale przecież będą nasze wnuki, prawnuki... A prognozy? Prognozy przewidują dla Europy za dwadzieścia parę lat bezrobocie w granicach 60-70%... Te 60% bezrobotnych to nic innego jak ludzie zbędni. Niepotrzebni nikomu. Jakie więc może mieć pragnienia ta część społeczeństwa... Prócz potrzeby chleba i pracy. Czy będzie zdolna zaakceptować jakąkolwiek kulturę?... Jaki sens życia będzie próbować odnaleźć, skoro współczesny człowiek poprzez eutanazję próbuje oddalić od siebie widmo zarówno starości, jak i cierpienia. A przecież cierpienie jest nieodłącznym elementem ludzkiego życia, dzisiejsze młode kobiety odrzucają cierpienie związane z narodzinami dziecka.
Z pewnością można by strawestować piosenkę Rodowicz: "dziś prawdziwych filozofów nie ma", Kościoły jako moralne autorytety od dawna są w stanie kryzysu ... Zniszczone zostało samo poczucie transcendencji. Nastąpił rozkład rodziny, przyszedł strach przed starością, strach przed chorobą... towarzyszy temu brak szacunku dla starości i gloryfikacja młodości za wszelką cenę. Ponadto masowa podkultura unicestwia aspiracje człowieka, ogranicza je do pogoni za pieniądzem. Kulturę zastępuje się rozrywką, sportem, kiczem i - nadmiernie rozciągniętą w czasie - rodzinną ceremonią dokonywania zbiorowych zakupów w hipermarketach. Twórczość, w tym również dziennikarską imituje się różnymi rodzajami reality show. Wielki orwellowski brat czyni pustkę w naszych mózgach. Dziś jeszcze nie bardzo sobie zdajemy z tego sprawę...
Globalizm... Należy zapytać o to, jaka rola będzie poety? Jaki wymiar poezji czy literatury? Popatrzmy w internecie. Poetów co niemiara. Wierszy też. Żegluję po różnych portalach, czytam dyskusje o poezji , przyznam, że napawają mnie częstokroć smutkiem. Poziom tych dywagacji o literaturze, zwłaszcza poezji jest niezmiernie miałki. W tych rozmowach nie uczestniczą jednak krytycy literaccy ani starsi pisarze. Może świadczyć to, że młodzi poeci oderwali się o tradycji literackiej (i absolutnie nie jest to winą młodych!), nie czytują zbyt wielu dojrzałych, uznanych, należących już do klasyki współczesnej swoich starszych kolegów, epatują wulgaryzmami, które mają zaświadczyć o ich awangardowości. A tymczasem poezja ledwo dyszy w piekle swojego wygnania i braku pomysłowości. Zaczynają się już wiersze o dość pospolitych nałogach. I to nie baudleirowskie "sztuczne raje",. Myślę tu o 37 wierszach o wódce i papierosach - tomiku Marcina Świetlickiego, który zdaniem jego rówieśnika i kolegi " nie uderza, zanadto nie bierze", czyli mówiąc dosadniej jest dość mierny. Inny anonimowy internetowy krytyk wprost pisze, że: "młodych nikt nie czyta... bo awangardyzm stał się nurtem oficjalnym". A tymczasem sprawa ma się właśnie tak, jak stwierdza kolega Świetlickiego: "ta poezja nie uderza i zanadto nie bierze". Nie biorą właśnie owe rytualne wulgaryzmy, bo nie są "uduchowionymi rybkami". Odrzucają tradycję, odcinając się od swoich korzeni, sądząc, że wulgaryzm jest uniwersalnym środkiem wyrazu. Ale również zauważam wielką samotność i beznadziejność, nie są to wiersze tchnące nadzieją. Czyżbyśmy do globalizacji zmierzali z własnym osamotnieniem w tłumie i bezradnością. Bunt zastępując prywatnością swoich przeżyć. Tłum jest anonimowy. Trudno rozpoznawalny. Ale w tym tłumie zagubiona jest ludzka jednostka... Tłum nie płacze, nie cierpi... Globalizm jest nową alternatywą świata, który przeżywa wielki kryzys duchowy. Jest próbą przezwyciężenia go, ale nie w sferze ducha, lecz w sferze rozbudowanej komunikacji międzyludzkiej. Może być zagrożeniem dla małych kultur , społeczności lokalnych, a przede wszystkim dla indywidualnego człowieka. Świat się skurczył, otworzył swoje bramy i niekoniecznie są to bramy wiodące do raju. Globalizm może okazać się bluffem takim jakim był komunizm... Tylko, że komunizm, a raczej socjalizm - mimo wszystkie swoje błędy - spotęgował aspiracje ludzi. Również i duchowe. Ateizacja życia nie spustoszyła duchowości, wręcz przeciwnie wzmogła ją, podczas gdy europejska demokracja uczyniła kościoły pustymi.
Trzeba sobie powiedzieć, że miniony wiek był wiekiem zniszczenia transcendencji. Narodziny komunizmu, dwie światowe wojny, holokaust Żydów, zimna wojna miały przeogromny, a może nawet decydujący wpływ na taki stan rzeczy. Transcendencja koncentrowała w sobie religie i filozofię. Obie te dziedziny czerpały z siebie, wzajemnie się uzupełniając; a co więcej, czerpał z niej człowiek. Tak więc możemy powiedzieć, że transcendencja stwarzała ludzkości dwuwymiarowość jego bytu. Relację pomiędzy transcendencją a jednostką ludzką można by określić szekspirowskim „być albo nie być”.... Transcendencja lub jej brak. Wybór należał do jednostki. Jestem człowiekiem duchowym albo nie, przyjmuję świat taki jaki jest albo się próbuję mu przeciwstawić. Najgorszym wyjściem jest obojętność. Będąc zbuntowanym mamy jednak możliwość powrotu do transcendencji. W tej dwuwymiarowości zawiera się też sztuka i poezja , która pozwala człowiekowi uświadomić złożoność całego świata oraz pozwala poznać własną duchowość i wrażliwość odbioru zastanej rzeczywistości. To, co nam proponują globaliści jako „religię pieniądza” jest namacalne, materialne i poznawalne. Tu nie ma transcendentalnej dwuwymiarowości człowieka-jednostki. Jest jednowymiarowość mierzona wyłącznie posiadaniem, wolą gromadzenia dóbr w życiu doczesnym. Zachowane zostają , chociaż inaczej już będą ukształtowane relacje między jednostką a społeczeństwem. Tak więc człowiek z okresu transcendencji to człowiek trójwymiarowy, "ludzki", normalny, człowiek globalizacji to człowiek archetypiczny - owady lub karaluch Dostojewskiego. Sprzeczność między transcendencją a globalizmem jest oczywista. Transcendencja, inaczej mówiąc, duchowość wykracza poza doczesność, globalizm ją utwierdza i potęguje.
Przytoczę tu pewną sentencję anonimowego autora, który napisał kilka pięknych zdań na temat transcendencji: " Przychodzę, nie wiem skąd, /Jestem, nie wiem kim,/ Umrę, nie wiem kiedy, / Pójdę, nie wiem dokąd, / Dziwię się, żem radosny... ". I myślę, że twórcom w erze globalizmu przydałaby się również odnowa własnej duchowości, aby móc sprostać nowym wyzwaniom, aby w przyszłości nawiązywać dialog z globalnym człowiekiem... by wewnętrzne życie ludzkiej jednostki nie stało się w nadchodzącej przyszłości wyłącznie tragikomedią...
PS. Niczego nie zmieniam, ten krótki szkic był moim głosem w czasie Warszawskiej Jesieni Poezji, chyba Cztery lub pięć lat temu. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Niech więc będzie moim głosem polemicznym.