Na drugim brzegu chmur
czyli słów kilka o Annie Pituch-Noworolskiej
Czy jesteście gotowi na spotkanie ze śmiercią? Czy macie na tyle siły, hartu ducha i odwagi, aby śmierci, tak po prostu, spojrzeć głęboko w oczy, aby z Nią hardo popertraktować, powadzić się, pospierać i powojować, już nawet nie o duszę, ale choćby i o samo życie? Czy stać was na to?
A co, jeżeli byłaby to śmierć niewinnego dziecka? O, tutaj, wydaje się, wchodzimy o stopień wyżej. A co, jeżeli jest się wtedy... kobietą, wrażliwą i zdolną poetką, pisarką, literatką i artystką? Co wtedy? Może wtedy będzie łatwiej? Na pewno nie.
Anna Pituch-Noworolska, krakowska pisarka, poetka i nadal praktykująca profesor medycyny w jednej Osobie, w swoim słusznie nagrodzonym*(1) (wzruszającym) opowiadaniu tak opisuje swoje metafizyczne „przygody” ze śmiercią:
„Pewnej nocy lekarka weszła do sali kilkuletniego chłopca (...) Wydawało, się że jest w dobrej fazie choroby, że jest chwilowo bezpieczny. Weszła, bo jej wewnętrzny niepokój ostrzegał… Chłopiec leżał nieruchomo, był nieprzytomny i umierał….
(...)
Pozornie bez uzasadnienia, bez wytłumaczenia – to nie ten stan, nie ta faza choroby, ale umierał. Były przy nim tylko ona, zaalarmowane pielęgniarki, ksiądz i ... Cień, z którym wtedy rozpoczęła swoją grę.
(...)
W jej grze z Cieniem widziała nie tylko umierających chorych, ale i głębokie rany, jakie ta śmierć zostawiała po sobie. Najczęściej obecność Cienia czuło się nocą, w ciszy i w niebieskich światłach korytarzy. Ale potrafił przyjść w pełni pięknego dnia, dnia pełnego nadziei i radości.
(...)
W ciszy nocnego oddziału czuło się obecność tego Cienia, który też chodził od sali do sali, wybierał moment i chore dziecko, u którego gasił oddech jak świeczkę. Czasem było to wrażenie przeciągu, nagłego powiewu i tyle, a czasem czuła prawie namacalną obecność Cienia za jej plecami. Nie widziała nikogo, ale wiedziała, że on tam jest. Choroba, jej przebieg i koniec były jak partner w szachach – ruch ze strony Cienia to nowy objaw, brak odpowiedzi na lek, wznowienie procesu. Ten ruch wymagał analizy i odpowiedzi ze strony lekarza – nowy lek, inna dawka, inne wsparcie dla osłabionego organizmu. I tak, aż do końca – albo wygrywał Cień albo lekarz (...)”
Zaczynam się zastanawiać czy ten Cień to li tylko śmierć? Kim albo czym jest ów Cień w fascynującej twórczości nader skromnej poetki i lekarki z Krakowa – Anny Pituch-Noworolskiej?
Poszukajmy sobie odpowiedzi na to pytanie w wierszu:
WĘDRÓWKA
Wędruję
Przez łąkę pełną kwiatów
Przez ulice ludzkich twarzy i dłoni
Słów płynących bez końca
W rzece milczenia
Wędruję
Przez góry w śnieżnych kapeluszach
Samotnie pokonując kamienie drogi
W zmęczeniu z cieniem
Opartym o drzewo bez oddechu
Wędruję
Między dniami zwykłych spraw
Dniami dotyku który trwa tak krótko
Bólu na który nie ma lekarstwa
Wędruję
Snami do świtu
Który wciąż jeszcze nadchodzi
Śpiewem ptaków, jesiennym liściem
szelestem kropli deszczu
I wiem, że
Nie zatrzymam mojej wędrówki
Kiedy spojrzę całościowo na twórczość Anny Pituch-Noworolskiej odczuwam ogromny niedosyt. Stan ów spowodowany jest bowiem gigantycznym potencjałem tejże twórczości zarówno na polu prozatorskim, z którą to twórczością możemy się zapoznać w sieci (nagrodzone opowiadanie „Gra z cieniem” – Gazeta Lekarska z 30 sierpnia 2019) oraz w tomie „Portret z magnolią” z roku 2017, gdzie ów tom kończy się bardzo udaną próbą prozatorską zatytułowaną „Tańczące cienie liści” będącą pewnego rodzaju świadectwem historii i życia, jakby podwalin ukształtowania się wrażliwości osoby, kamienia węgielnego powstawania pięknie i wytrawnie używanego słowa w wyrażaniu siebie i świata.
W tych mini opowiadaniach znajdziemy: harmonię, bogactwo formy doskonałego opisu w połączeniu ze stonowanym, bardzo zdyscyplinowanym i opanowanym wyrażaniem: melancholii, nostalgii i uczuć. Ten sposób pisania – choć to ledwie mała i drobna próbka prozatorska – znamionuje możliwości tworzenia prozy na poziomie wysokim, ba, być może najwyższym. Nie zdziwiłbym się gdyby, przy większym nakładzie czasu i pracy poświęconej tego typu tekstom można je rozwinąć do najwyższej jakości prozy porównywalnej nawet do pisarstwa Wiesława Myśliwskiego, czego szczerze życzę Autorce, znając Jej szalony rozkład dnia w tym pędzie życia medyka z misją, który chce się tak brawurowo opierać wszelkim Cieniom.
Jeżeli do tego dołożymy wnikliwe spojrzenie na twórczość poetycką Anny Pituch-Noworolskiej, na te jej mądre, żywe, malarsko i bogato plastycznie skonstruowane wiersze, których pointy jątrzą i zachęcają do myślenia i wszelakich form refleksji mamy wtedy pełny obraz kolejnego fascynującego twórcy Krakowa, dodajmy z przekąsem Krakowa, którego nonszalancja w dostrzeżeniu swych artystów przerasta źródła zdrowego rozsądku i powoduje wartość dodaną owego niedosytu. Mówi się trudno. Kraków gorzko za tę niesubordynację zapłaci, gdyż zawsze się płaci marnując potencjał leżący na bruku. Przynajmniej swego czasu tak bywało, ale może i te czasy się zmieniły. Pozostanę przy wierze, że prawdziwa twórczość i tak zawsze się sama obroni, a ta twórczość jest nad wyraz prawdziwa, posiada bowiem swój cień, w postaci realnego braku czasu. Cóż z tego skoro jest to czas poświęcony innym ludziom, a to bardzo, bardzo wiele. To praktycznie bezcenne.
Dlatego też, między innymi chciałem Wam wszystkim przybliżyć postać oraz twórczość Anny Pituch-Noworolskiej. Nie dlatego, że jest obecnie (i to bardzo dobrym) prezesem Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich – dodajmy, związku o stuletniej tradycji, którego rocznicę obchodzimy właśnie w tym, 2020 roku, nie dlatego, że jest profesorem medycyny (jak wiemy profesorowie są bardzo, bardzo różni – zdarzają się typy pełne dyletanctwa i specjalizacyjnych ograniczeń), czy też nie dlatego, że zajmuje się tak bardzo newralgiczną dziedziną medycyny jak immunologia kliniczna i do tego dziecięca. (może tu łatwiej niż gdzie indziej na spotkanie Pani Śmierci)... Twórczość tę oraz osobę chciałem przybliżyć z dwóch powodów – twórczość to bowiem niesłychanie ciekawa, z ogromnym, jak już wspomniałem potencjałem, a osoba Autorki wraz ze swoją empatią, uporządkowaniem, systematycznością i stoicyzmem połączonym z brawurą i odwagą walki z ... Cieniem, stanowi efemerydę bytu dla czasów i stylów, dla postaw i deklaracji, wreszcie dla pełni człowieczeństwa zniwelowanego dziś do realizacji potrzeb.
Anna Pituch-Noworolska należy już dziś do wymierającego gatunku ludzi nadaktywnych, których szaleństwo wojny z czasem, pojęcia jak najbardziej względnego, osiągnęło pułap niedotykalny zwykłym śmiertelnikom. Ich zadziwiającą cechą charakterystyczną jest umiejętność płynnego godzenia pasji życia, pracy zawodowej z udanymi próbami na polu sztuki. Wielu takich ludzi nazywa się ludźmi renesansu, choć ja wolę określenie „szaleńcy Boży”. To dla przykładu prof. Marian Zembala, o którym pisałem ostatnio, ale i wielu innych ludzi, dla których doba jest zbyt krótka na życie w pełni. Nasza Anna należy z pewnością do tego grona i powinniśmy się szczerze cieszyć oraz być dumni z tego, że zgodziła się prowadzić Krakowski Oddział ZLP.
Warto przystanąć i zatrzymać się na moment przy wybranych wierszach Autorki. W tomie „Portret z magnolią” wiersze pogrupowane zostały jakby tematycznie. Najpierw te muzyczno-malarskie piękne pejzaże poetyckie, potem drogą snów sztuka przychodzi sobie do człowieka, tak jak człowiek przychodzi do lekarza i wnika ona w egzystencję człowieka, którego kondycję we współczesności próbuje nam przybliżyć bardzo delikatnie ta właśnie Autorka. W poezji tej rysuje się bowiem wielka intelektualna szerokość spojrzenia na: nasz los, naszą wędrówkę, na sposoby oswojenia alienacji, osamotnienia i poradzenia sobie z pytaniami ostatecznymi, że i ta akurat poezja świetnie wpisuje się w ów nurt wiodący poezji XXI wieku, gdzie króluje nasza humanistyczna marność wobec wszechobecnego zagubienia Absolutu.
Anna Pituch-Noworolska – jak zwykle w swoim stylu próbuje negować taką defetystyczną narrację czy choćby obserwację. Jej busola sensu jest dobrze wyregulowana. Poezja nas i owszem – uratuje, ale tylko wtedy, kiedy wystarczająco wiele wysiłku poświęcimy ludziom obok nas. To dogmat tej Autorki. Jakże szlachetny, jakże ogromny i jakże czuły. I jak rzadko spotykany. Nie każdy chce to u Niej odnaleźć. Bo to są na dzisiejsze czasy trudne słowa, trudna mowa, tak jak i my, my ludzie, którzy podlegamy wyzwaniom prawie coraz to trudniejszym...
MY LUDZIE
Umiemy
Odczytywać los gwiazd
Usypiać wzburzone rzeki
Kłaść drogi i mosty
Umiemy
Znaleźć przeszłość
Z tego co prawie nie istnieje
Zapisać w milionach kopii dzisiejszy dzień
Zamknąć w ramach obrazu uciekających chwil
Umiemy
To wszystko co mieści
Kosmiczna pamięć komputerów,
Ksiąg i bibliotek
Znamy szlaki wędrówki przez góry,
Oceany, horyzonty i lodowce
Tylko
Przewidzieć jutra i chwili po zachodzie słońca
Tylko cofnąć mgnienia nocy, dotknąć życia
Nie umiemy
W tłumie nierozpoznawalnych twarzy
Umieramy bezszelestnie
Ta bezszelestność dokonuje się chyba ... na drugim brzegu chmur, czyli może tam, gdzie nie ma już Cienia, pulsującego błękitnego światła korytarzy szpitalnych, bólu, cierpienia i tych strasznych pożegnań. Wierzę w to gorąco i dziękuję Ci Anno za tę wyjątkową podróż w głąb człowieka i jego szlachetnej powinności oraz podwalin wszelkiej nadziei. Twoja twórczość jest swojego rodzaju humanistycznym manifestem, a dla nas drogowskazem na drodze naszych prób artystycznych i niechaj taką pozostanie. Bądź z nami jak najdłużej i prowadź pod sztandarem mądrości i spokoju w te nierozpoznane jeszcze przestrzenie przyszłości...
Andrzej Walter
(1)
opowiadanie nagrodzone w VIII Konkursie Literackim im. Profesora Andrzeja Szczeklika
„Przychodzi wena do lekarza”
– Anna Pituch-Noworolska należy też
oprócz członkostwa w Związku Literatów Polskich do Unii Polskich Pisarzy Lekarzy
szczegóły oraz relacje foto z wręczenia nagrody obejrzycie tu:
http://uppl.pl/informacja-z-dnia-3-czerwca-2019-r/