Gdy 30 czerwca 2007 roku, po godzinie 19.00, niebo nad Krakowskim Rynkiem zaciągnęło się ciemnymi chmurami i lunął deszcz, nic nie wskazywało na to, że jeszcze tego wieczora zabrzmią tu symboliczne słowa:

NIE POZWÓL MILCZEĆ SERCU

nie pozwól milczeć sercu
na przekór twardzielom tego świata
niech nuci swą piosenkę
choćby wydawała się banalna
niech uczy twoje ciało
Miękkości i Oddania
Posłuszeństwa i Skruchy

Spójrz na padające z trzaskiem
mury
Zobacz
rozpadające się w rdzawy proch szkielety przyłbic

twoje serce jest bramą
zielonym przesmykiem światła

zanurz
w nim
siebie

Ten wiersz autorstwa Szczęsnego Wrońskiego otworzył na estradzie na Rynku Głównym w Krakowie I Nocny Maraton Poezji. Spotkanie nawiązywało do Krakowskich Nocy Poetów, które przez ponad 30 lat odbywały się pod pomnikiem Adama Mickiewicza oraz do spotkań Teatru Promocji Poezji mających miejsce na scenie Teatru Zależnego od roku 1998. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że poeci po raz pierwszy od wielu lat, w tak szerokim gronie, wyszli z piwnic i nisz i, nieco onieśmieleni, stanęli na estradzie pod ratuszem, w świetle reflektorów.

Koncert połączony z prezentacją wierszy prowadzili jego inicjatorzy i autorzy: Agnieszka Bubka (poetka związana z Teatrem Promocji Poezji, animatorka kultury odznaczona niedawno przez Ministra Kultury za akcję „Cała Polska czyta dzieciom”) i Szczęsny Wroński (poeta i człowiek teatru, szef Teatru Promocji Poezji i prezes Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich).
Szczęsny Wroński, znany od lat jako opiekun poetów, proklamował na Krakowskim Rynku Rzeczniepospolitą Poetów, gdyż, jak powiedział, „poezja jest znacząca dla świata i być może jest naszą jedyną wolnością”.
Jacek Kajtoch opowiedział o tradycji Krakowskich Nocy Poetów i wyraził swoją radość z odradzającej się, tak cennej dla poetów imprezy.
Forma koncertu, dystansująca się od wszelkiej koturnowości, była połączeniem kabaretowych akcji, refleksji, poezji śpiewanej, muzyki oraz przede wszystkim żywego udziału poetów czytających swoje wiersze.
W części koncertowej wystąpili: Paulina Bisztyga, Basia Stępniak-Wilk, zespół Beam Light (Ola Dudziak, Wojciech Sochaczewski) oraz Włodzimierz Mazoń z zespołem.
Krakowscy aktorzy, Hanna Bieluszko, Jerzy Fedorowicz, Wojciech Skibiński i Marta Waldera, odczytali teksty poetów nieżyjących, a wiersze, w czterech odsłonach, prezentowało 44 żywych poetów (głównie z Krakowa oraz Częstochowy i Warszawy: m.in. Anna Kajtochowa, Julian Kawalec, Wojciech Kawiński, Krystyna Szlaga, Lidia Żukowska, Leszek Żuliński).
Koncert, trwający do godziny 24.00, mimo dokuczliwego zimna, skupił wielu fanów poezji i stanie się, jak zapewniają organizatorzy, początkiem corocznej imprezy, która wejdzie na stałe do kalendarza krakowskich wydarzeń kulturalnych. Poniżej zamieszczamy wiersze poetów - uczestników Maratonu:

Szczęsny Wroński

* * *

napisałem kilkaset wierszy
no, może kilkadziesiąt
gdy jeszcze trochę się posrożę
to będzie ich może kilkanaście
A jak jeszcze bardziej
to może kilka, trzy, dwa
zgoła jeden

A jak nie napisałem żadnego
który przetrwałby to zniechęcenie
tę niewiarę w słowo pisane psia go mać
to czy warto żyć
bez jednego chociażby wiersza za pazuchą?

Andrzej Maria Hrabiec

* * *

Spotykamy się, co jakiś czas
liczymy twarze, aby sprawdzić
kto odszedł na zawsze
a kto w zapomnienie infamii

Deliberujemy o tym, że
za kimś chodziły wiersze
a za kimś innym pół litra

Recytujemy jakiś utwór
artykułujemy jakieś zdanie
myśl wspólna nam zaświta
że trzeba by było ...

Dumni jesteśmy z przekonania
wygłoszenia prawd, odczuć, uczuć
byle tylko nie poddać się codzienności

Rozchodzimy się z rozsadzającym bólem w kolanach
Z trudem wpasowując się w nadany nam kształt marginesu
Który wykształcił nam byt nie określający wcale świadomości

Krystyna Szlaga

NIE WIEMY

Dręczy nas niepokój
złego wyboru wartości
Pokutę czynimy za niszczenie
wszystkiego co obce
Stwarzamy w sobie świat
doskonały

A przecież
nie wiemy czym jest życie
nie wiemy czym jest idea
nie wiemy czym jest przeszłość
nie wiemy czy istnieje wina

1994

Maciej Naglicki

ZRANIONY GOŁĄB

Widziałem
jak na kamiennej płycie chodnika
umierał gołąb
szary jak ulica
w agonii swego przeznaczenia
przewracał się na wznak
to na boki
jakby chciał uciec
w stronę życia
zanim zgasły iskry przedostatnie
usiadł na jego piersi inny gołąb
i
oczy mu wydziobał

a ja patrzyłem na ten mały dramat
i nie wiedziałem

czy był to gest zamknięcia powiek
umarłym
czy zwykły obiad
śmiertelnika

Anna Kajtochowa

* * *

Podwika przesłania
kobiece usta;
ośmieliły się rzeknąć:
„Rex Auguste
iudica iuste?”
przed majestatem sądu.
Czy byłaś Judith wojującą
czy małą kobietką
z przekory przeciwną
niedoskonałym sądom?
Jeśli tą pierwszą
- gniewnie zacisnąwszy wargi
zdławiłaś głos
lnianą przesłoną,
by nie wybuchnąć
nadmiarem odwagi
nieprzystojnej niewieście.
Jeśli drugą
- muślin przesłonił
półuśmiech w pełnym przekonaniu,
że rozbroisz gniew króla
i mężów
oczu błyskiem
i powabem radośnicy.
W wawelskim kasetonie umilkłaś tylko na moment
Prawie pięciuset lat.
I dobrze wiesz,
Że zawsze dyktowałaś i możesz dyktować swą wolę
rządzącym
Nie wydając dźwięku.

Lidia Żukowska

KOTY

Kiedy wyjeżdżam
Przez bramę do mojego ogrodu
Wiatr budzi drzewa
Liście szelestem otwierają mój Ojkos
Potem kwiaty trochę przywiędłe
Chylą główki pokornie
Prosząc o krople wody
Z pod tarasu wychodzą koty
Przeciągają się zabawnie
Obserwują mój koszyk i każdy mój ruch
Szerokim łukiem obchodzą go
Pokazując mi puste brzuszki
Dzikie koty nie lubią pieszczot
Ale lubią jak do nich się mówi
Stoją na odległość szybkiego skoku w bok
Z wyciągniętymi szyjami i głodnymi oczami

Potem cały ogród nakarmiony i syty

Wyleguje się u moich stóp

Marzena Dąbrowa Szatko

JOACHIM Z SAKSOFONEM

Joachim gra na saksofonie
kwitnie złoty deszcz
witki dźwięków płyną przez pięciolinię wiatru
krągłymi płatkami ćwierćnut i ósemek
rozgrzewają powietrze przekorne takty
żółte pasaże
rozpryskują się blaskiem na podeschłych dachach

Joachim gra na saksofonie
maj
złotym deszczem dobija się
do okien
otwiera wieczór

improwizacja

Joachim Neander

SONATA NA FLECIE

jesteś moją fletnią
pod dotykiem moich ust
mojego tchu zaczyna
drgać twoje wnętrze

mój język fruwa
na twoich otworach
tańczą moje palce
odpowiadasz
korpusem i duszą
śpiewasz

jesteś
moją fletnią czarodziejską
gramy sonatę naszego życia
introdukcja – allemanda
zdanie główne – rondo grazioso
intermezzo – scherzo ma non troppo
finał namiętny – alla polacca
za każdym razem premiera
stale i wciąż z nowymi
wariat-cjami

jaki głupiec powiedział
że jesteś
tylko kawałkiem
drewna?

Małgorzata Lebda

BLIŹNIACZKI
Basi

na katechezie Ksiądz mówi o Cudach
w domu zaczynamy bawić się w Jezusa miało być
chodzenie po wodzie wyszło wpadanie w tarapaty
chociaż chyba się udało mama zawołała
o Jezu!

na strychu budujemy domki z wyobraźni bo klocki
są Janka wieczorem płoszą nas gołębie dzielimy
miedzy siebie miętowe landrynki i rodziców sprzedajesz
mi tatę za odpustowy pierścionek

w piwnicy bawimy się w Noc zamykamy tam
ludzi i zwierzęta Zefir to dzielny pies wytrzymał
szkoda że Łukasz po sześciu godzinach nie wykazał tyle spokoju

w nocy wchodzisz do mojego łóżka przywiązujesz
rękaw koszul do mojego podkoszulka żeby nas nic
nie porwało i nie urzekło pytasz jak to jest nie być tobą

zamykam oczy próbuję sobie to wyobrazić

Daniel Lizoń

OBRAZEK JAK Z BAJKI

dom jest na wzgórzu
przy gościńcu do nieba
czasem przejeżdża tędy Bóg na traktorze

w ogródku mama z motyką
wyczarowuje deszcz
tata w polu skiby chrzci
różowym ziarnem

między siostrami a nieporządkiem
dochodzi do rękoczynów
bratu telewizor obgryza paznokcie

dom jednak jest okrągły
tak jak w Muminkach
bo rodzice nie kazali nigdy
nikomu pójść do kąta

mnie za serce
z ławki sprzed domu
zabrał włóczywiersz
i teraz jestem gdzieś
gdzie jest się nie wiadomo gdzie

Julian Kawalec

DO DRUGIEGO CZŁOWIEKA

Jaka długa i trudna jest droga
Do ciebie drugi człowieku
Już mi się wydało
Że stanąłem na progu
I że za chwilę będę u ciebie
Ale gdy przestąpiłem próg
Ściany izby nagle się rozpadły
I znalazłem się pośrodku
Nieznanej przymglonej przestrzeni

Stąpałem jakby po omacku
A gdy się nieco rozjaśniło
Ucieszyłem się niezmiernie
Bo myślałem, że wszedłem
Na łąkę twojej dobroci
I że jaskry mam za przewodników

Ale nie cieszyłem się długo
Bo nagle ziemia zjeżyła się
Ostrą tarniną
I zaraz stanęła
Skalną zaporą góry
Raniąc nogi i ręce
Przedzierałem się
Przez dzikie tarniny i głogi

Bawiłem się nadzieją
Że gdy przejdę górę
Stanę na miękkim brzegu
Nieskończonej krainy miłości
I już tam zostanę
Ale zsuwając się wolno
I ostrożnie
Po drugiej stronie góry
Na próżno szukałem dla stopy
Miękkiego, bezpiecznego oparcia
Schodziłem coraz niżej
Ale wciąż byłem na skale
Aż doszedłem do miejsca
Z którego ujrzałem dno
A na nim płomienny napis
- Jaskinia nieszczęścia
Więc przerażony zacząłem
Uciekać z powrotem
Znów przeszedłem górę
Szybko biegłem przez łąkę
Bojąc się cierniowych niespodzianek
Powróciłem do siebie
I nawet się ucieszyłem
Swoją zapłakaną
Doliną smutku

Scenariusz, reżyseria i prowadzenie: Szczęsny Wroński, Agnieszka Bubka
Organizatorzy: Fundacja im. Andrzeja Urbańczyka, Teatr Promocji Poezji.
Sponsorzy: Gmina Miejska Kraków, firma Wolford