Irena Kaczmarczyk

Zbliża się Nowy Rok. Przed nami nowe literackie wyzwania, postanowienia, plany, etc., etc. Może nawet mniej istotne, czy się spełnią (choć, dałby Bóg), ważne jednak, by do czegoś zmierzać, wyznaczyć sobie jakiś cel. Bez niego jakby egzystencja mniej ważka. Codzienność przyprósza szarością.

Literaci, można domniemywać, przeważnie marzą o wydaniu nowych książek, o nieustannych inspiracjach, a i dość często, nie ukrywajmy faktu, o finansach na zakup znaczących nowości wydawniczych. Sama też, odbywając niejednokrotnie podróż literacką pomiędzy półkami księgarni, ubolewam z powodu coraz to lżejszej kieszeni. Ale, stojąc w przedświąteczną sobotę przy ekspozycji czasopism literackich, a potem przy półkach z polską poezją współczesną, przyszła mi do głowy pewna myśl, którą podciągnęłam pod jedno z życzeń, a może i propozycji dla Zarządów ZLP na rok 2012.
Proszę Państwa, a może byśmy tak zaczęli zakładać własne oddziałowe biblioteki literackie. No, może biblioteki, to za wysokie słowo. Ale, powiedzmy, biblioteczki - w lokalach siedzib związkowych. Aby nie szukać w katalogach narodowych książnic najnowszych pozycji naszych kolegów po piórze, bo z doświadczenia wiem, iż takie książki, jeśli wpływają do działu gromadzenia zbiorów, muszą przejść długą drogę opracowania, trwającą do dwóch lat, zanim znajdą się w dziale udostępniania. Aby nie szukać ich w bibliotekach miejskich, gdzie nie ma pieniędzy na zakup nowinek - miejmy je więc obok, na półkach w lokalu Zarządu. Połączmy wizualne z pożytecznym, czy na odwrót, pożyteczne z wizualnym. Nie potrzeba tu przecież bibliotekarza na etacie, tworzenia katalogów alfabetycznych, czy rzeczowych, komputeryzacji, wystarczyłoby złożyć osobiste tomiki, umieścić na półkach, aby zainteresowani literaci mogli zajrzeć do najnowszych publikacji członków, albo też do poszukiwanego, niekiedy unikatowego, tomu debiutanckiego. Słyszy się tu i ówdzie narzekanie z powodu braku spotkań autorskich. Niekiedy uzasadnione. Niekiedy nie. Gdybyśmy mieli więc pod tzw. ręką książki naszych członków, moglibyśmy bliżej poznać twórczość mniej znanego autora (nie wszyscy członkowie mieszkają w Warszawie, czy w Krakowie) pobyć dłużej z tekstem, podyskutować o nim; a może i na dyżur przyszedłby ktoś, nawet spoza Zarządu. I taka „ zetelpowska biblioteczka oddziałowa” mi (członkini Krakowskiego Oddziału ZLP) się marzy w roku 2012. Chociaż, np. Krakowski Oddział, jako pierwszy, miałby z tym niemały kłopot; nie byłoby, jak na razie, gdzie zawiesić owych półek... Ale przecież życzenia, z nadchodzącym Nowym Rokiem, można wypowiedzieć głośno. Bo skoro już taki pomysł urodził mi się podczas chciwego wpatrywania się w nowe tytuły polskiej poezji, upchanej ciasno na półkach krakowskiego empiku, to muszę go sprzedać, podciągając sprytnie pod Życzenia Noworoczne. A nuż ktoś pomysł kupi i marzenie ciałem się stanie.
A idąc jeszcze dalej tym tropem; może z małych oddziałowych biblioteczek powstanie kiedyś Wielka Książnica Literacka członków Związku Literatów Polskich.
Gdyby to nawet była wybujała wyobraźnia pewnej literatki, która wiele lat spędziła wśród zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej, to pomarzyć warto. Bo marzenia przecież nic nie kosztują.

Kraków, 17.12.2011