Zamiast wstępu, tytułem wyjaśnienia
Moja młodość przebiegała w czasach, kiedy każdy wyjazd zagraniczny stawał się nie lada wyzwaniem, a już wyjazd za tak zwaną „żelazną kurtynę”, nie mówiąc o podróżach do krajów egzotycznych, był dostępny tylko dla wybranych, do których należeli, na przykład, znani sportowcy lub artyści.
Powody takiego stanu rzeczy były zasadniczo dwa. Pierwszy, ekonomiczny, jest jeszcze w miarę czytelny dla dzisiejszej młodzieży. Ostatecznie można zrozumieć, że lata powojenne, a nawet epoka gomułkowska były czasem, w którym wielu obywateli z trudem wiązało przysłowiowy „koniec z końcem”, a wyjazd na dwutygodniowe wczasy nad morze lub w góry stawał się przedmiotem zazdrości znajomych. A dla ludzi zarabiających 15 czy 20 dolarów miesięcznie (po czarnorynkowym kursie, bo przecież inaczej zdobyć twardej waluty, nazywanej także „prawdziwymi pieniędzmi”, zdobyć nie można było) ceny na Zachodzie wydawały się niebotyczne.
Drugi, polityczny, wydaje się dziś młodym ludziom niepojęty. Przecież w czasie, w którym każdy może mieć paszport w szufladzie, dodajmy paszport, który wyrobić można w prosty sposób, trudno uwierzyć, że kiedyś, aby dostać paszport, należało wypełnić niezwykle drobiazgowy, czterostronicowy kwestionariusz, no i mieć powód…, którym przecież nie mogła być po prostu chęć zwiedzenia jakiegoś kraju. A nawet jeśli władze uznały cel wyjazdu za akceptowalny (na przykład zaproszenie od rodziny), zawsze mogła nas spotkać odmowa wydania paszportu. Jako powód odmowy najczęściej podawano „ważne przyczyny społeczne”. Jeśli spotkało nas już szczęście w postaci pozytywnej decyzji paszportowej, dokument niejako wypożyczało się, oddając w depozyt dowód osobisty. No a potem cała epopeja wizowa i przekraczanie granic, którego nawet nie wyobraża sobie pokolenie „Schengen”.
Nic więc dziwnego, że jednym z moich młodzieńczych marzeń stało się podróżowanie po świecie. I marzenie to spełniło się. Przede wszystkim dzięki pracy naukowej, a trochę dzięki sportowi i prywatnej turystyce udało mi się nie tylko odwiedzić prawie wszystkie kraje Europy, ale i zobaczyć wiele odległych państw, żeby wymienić takie jak: Tajlandia, Wietnam, Chiny, Japonia, Australia, Nowa Zelandia, Indie, Kolumbia, Argentyna, Brazylia, Urugwaj, Mauritius, czy Stany Zjednoczone. A także kraje Azji Środkowej, a wśród nich przede wszystkim Uzbekistan, w którym byłem aż 23 razy, co znalazło odbicie w niektórych moich powieściach sensacyjnych.
I teraz czas na wyjaśnienie tajemniczego tytułu tomiku wierszy. Prowadziłem dokładny spis swoich lotów samolotem. Okazało się, że do roku 2022 obleciałem Ziemię prawie dokładnie 18 razy, licząc po obwodzie równika. Teraz kiedy nie ma już restrykcji sanitarnych, można powrócić do podróżowania. Ale jestem już od czterech lat rzeczywistym emerytem, więc wyjazdy służbowe się urwały. Pozostaje turystyka prywatna. Chciałbym dążyć do „dziewiętnastego równika”, ale czy zdążę, biorąc pod uwagę nieubłagane prawa przyrody? Wszak człowiek nie jest sekwoją, ani oliwką, a czas jego życia jest mocno limitowany. Ale dążyć trzeba, więc może się zdąży? A póki co, przekazuję czytelnikom tomik poetycki, zainspirowany ciekawymi miejscami naszej planety.
Pofruńmy z Bogusiem …
Z przyjemnością i dużą satysfakcją komunikuję wszem i wobec o kolejnym wydarzeniu w kieleckim Oddziale ZLP. Polecam tom poezji pt. „(Z) dążyć do dziewiętnastki” naszego kolegi-Bogusława Wiłkomirskiego, który w swoim przesłaniu, choć dotyczy apelu do młodego pokolenia, wskazując na rzeczywistość lat naszej młodości, jest mi bliski właśnie z powodu zbieżnej opinii i opisywanych realiach. Przyznam się szczerze, że niewiele jest poetyckich przesłań,które maja wydźwięk stricte polityczny, subtelnie korelujący ze sobą. Autorowi tego tomu udała się ta sztuka i z przyjemnością oraz dużą nostalgią daję się przenieść w czasy swojej i jego młodości. W każdym wierszu czuć atmosferę chłonięcia nieznanej rzeczywistości o poznaniu, której tak bardzo marzyliśmy w socjalistycznej utopii. To poetyckie novum powinno być wskazówką i drogowskazem dla młodych, którym rzeczywiście może wydawać się nierealne, a wręcz śmieszne w odniesieniu do obecnych realiów, a nam – rówieśnikom Bogusia przypomnieć piękne,beztroskie lata młodości, w których opisywana „rzeczywistość” była naszą codziennością. Z niecierpliwością czekamyna spotkania autorskie. To kolejna cegiełka w murze,który nie będzie nas dzielił, lecz będzie trwałą podwaliną sensu naszej działalności. Zachęcam do przeczytania recenzji Jana Cichockiego opublikowanego na stronie ZLP w zakładce <<Publikacje>> i <<Krytyka literacka>>.
Z literackim pozdrowieniem
Anna Zielińska-Brudek