Są pejzaże piękne i są takie, które uznajemy za oczywiste. Bywają też i pojemniejsze, łączące w sobie z powodzeniem obie te cechy i żadna nie stoi w sprzeczności z drugą. Do tych pojemnych zaliczyłbym całe spotkanie promujące nową książkę Elżbiety Musiał, które trwało dwie godziny. A odbyło się w Kielcach, w Pałacyku Zielińskiego.
Poemat o intrygująco brzmiącym tytule „Na zdjęciu wciąż żyjemy” omówił krytyk literacki poeta w jednej osobie – Stefan Jurkowski. Zwrócił uwagę między innymi na wielowątkowość i wielowarstwowość tematyczną utworu, na jego rozległe horyzonty. Podkreślił istotę poematu, jego przekaz– że to sztuka i myśl (filozoficzna) stanowią pomosty między epokami, kulturami, ich twórcami i spadkobiercami. W chaosie świata potrafią ze sobą porozmawiać Salvador Dali i Giordano Bruno, autorka i spalony na stosie heretyk. A głosy Freddiego Mercurego i Cesarii Evory pozostaną w sercach i pamięci. Zapisały się w genach kulturowych ludzkości.
Miłym akcentem była część interpretacyjna wybranych fragmentów poematu. Wykonali ją radiowiec Bohdan Gumowski i sama autorka; o dziwo rozumiałem wszystko. Ze swoimi kompozycjami wystąpił młody wirtuoz wiolonczeli Roch Dobrowolski, a nad przebiegiem spotkania czuwał Stanisław Nyczaj, czyli prowadzący. Mój wzrok często spoczywał na obrazie Elżbiety, którego reprodukcja zamieszczona została w książce.
Taką kombinację słowa, muzyki, obrazu zaliczyłem do pejzaży piękniejszych. Przemilczę natomiast oczywistą stronę spotkania. Chociaż nie! – dodam jeszcze, że z tych, którzy przyszli, nikt przed zakończeniem nie wyszedł.