* * *
Nieustająco pytam:
co jeszcze nastanie
w tych dniach do góry dnem
odwróconych?
Czy zostały godziny
radości,
u kogo można załatwić sobie
trochę życia?
Zatęskniłem do spadającego
listka wierzby,
który dźwiękiem dotknie
lustra stawu.

* * *
Życie jak list wrzucony do skrzynki
pocztowej
przed chwilą był twój
a już przepadł za twoją zgodą
w innym świecie
który ma granice z żelaza
Wydostać go nie sposób
Tyle płacisz by mógł zanieść
ciebie
do drugiego człowieka

Do Beethovena
Otworzyłeś mnie na dźwięki
pauzy i harmonie
jak otwiera się do ogrodu bramę
w którym nie ma granic
jedynie bez końca
i początku powoje biegną
za celem
Twoja muzyka jest jak matka
wyglądająca syna
w ciągle żywym oknie
i matka która odprowadza
dziecko na tę nieodgadnioną
stronę
aleja lipowa którą nie mogą
nasycić się oczy
i bez przerwy widzą nowe
drzewa
kamienie wodą i stopą człowieczą
polerowane
szczyty gór z dostojną
samotnością
nie dzieloną z nikim
grzmoty błyskawic nocą sprowadzające
płacz do kołyski
śpiew traw na polanie
i harce morskiej fali
nad niebem nie zmienionym
Chcę ci dać kilka
niezdarnych słów
którymi najczęściej jest
podziękowanie

Do matki
Twoja twarz światłem mi świeci
matko której nie znają
moje oczy
a przeczuwają myśli
zaludniające ciszę
w której biegnę powiedzieć
że tyle upłynęło
nieurodzajnych godzin
Jestem jak przechodzień
któremu życie po drugim chodzi
trotuarze
Noszę cię w głębi
niesprzedajnej
Nieustająco pytam czy bywasz tutaj
Czuję, że przyglądasz się
słowom moim
Jak kwiaty traw nietrwałe i delikatne
pomyślałem powiedziałem
I nie będzie żadnych przedstawień
Po tamtej stronie spotkam
wszystkich i tych których
po raz pierwszy zobaczę