Pamięci Jana Czopika i Władimira Toropygina
Przyszli tego wieczoru całkiem niespodziewanie,
Gdy się podzieliliśmy opłatkiem, uściskiem,
Stanęli w drzwiach obydwaj, Janek i Wołodia.
Myśmy gwiazdkę witali w trojkę, jak co roku.
Nie było dla nich prezentów i miejsca
Za stołem. Nie czekały talerze i krzesła
I nawet serca było mniej, bo przecież
Zabrali trochę serca, kiedy odchodzili.
Co miałem robić, jeśli nie zdążyłem
Poznać ich z sobą? Jak mogłem przekonać –
Uszy im zalepiła brudna pieśń i glina –
Że przez te lata są bez przerwy ze mną?
Więc odeszli niespiesznie w pomruku kolędy,
W płomykach świec i – znowu – w zapachu świerkowym,
W Komarowo są teraz i w Węglowej Wólce.
Ale istnieje chyba podziemny telefon.
Jakiś mroczny samolot brnie przez warstwy ziemi.
Czekajcie na mnie chłopcy.
Zadzwonię, przylecę.