W hotelu Ho Guom, nie najlepszym, ale przytulnym,
Zbudowanym przez francuskich kolonialistów,
Oglądam wietnamski serial i nic nie rozumiem.
To nie jest dziwne – do rozumienia seriali
Potrzebny jest szczególny rodzaj inteligencji.
Nie wiem o czym mówi mężczyzna z nikłymi wąsami
Do zatroskanej, starej kobiety. Dlaczego
Daje jej pieniądze i list w zaklejonej kopercie.
Nie wiem, ale domyślam się co nastąpi.
I rzeczywiście: mężczyzna drżącą ręką
Wyjmuje z szuflady rewolwer marko colt.
Cięcie. Huk wystrzału. Stara kobieta
Biegnie przez korytarz. Cięcie.
Umundurowana dama o mało azjatyckich rysach twarzy
Ogląda zwłoki. Dużo keczupu na koszuli
I na twarzy, od skroni do podbródka. Cięcie.
Wyłączam telewizor. Za oknami hotelu Ho Guom
Przy Ulicy Bębnów pada deszcz.
W marcu zaczęła się mżawkami
Pora deszczowa. W początku maja
Miasto odwiedzają ulewy na chwilę rozpraszające
Nieznośny upał. Leje. Cięcie.
Zasypiam. Myślę o tym, że utraciłem większość kolonii,
Nie napisałem listu, nie zakleiłem koperty
I nie mam pieniędzy.
Poza tym nigdy nie trzymałem w ręku
Rewolweru marki colt.
A wszystko inne
Wydaje mi się pozbawione gustu.
Jak zresztą większość seriali. Cięcie.
Maj, 2006