Panie mój, cóżem ci uczyniła,
Żeś mi to uczynił?

W Ostii gwiazdy są tak niskie i wielkie,
Że rzucają cień i wskazują drogę powrotną,
Którą nigdy nie pójdę. Wiatr od morza
Roznosi zapach kwitnących migdałów i oliwy
I ta woń przypomina mi ciebie.

Co wieczór i o poranku maściłam twoje ciało.
Byłeś w moich rękach jak chleb
Potrzebny wszystkim – panom i niewolnikom
I plebsowi, który zadawala się okruchami.
Byłam żebraczką proszącą o okruch twojej czułości.

Sierpniowy pył osiada na liściach akantu,
Białe są wille i ogrody i z daleka
Krzyczą białe mewy żegnające żeglarzy
Płynących z pomyślnym wiatrem w inne, wolne strony.
Panie mój, płacze, a łzy żłobią bruzdy na mojej twarzy,
Którą niedawno ujmowałeś w dłonie.
Byłam pogańską królową, gdy przyjmowałam
Owoc twojego ciała. Dziś szukam
W zmierzwionych włosach śladów siwizny.
Pył Ostii układa na nich białe nitki.

Słowiki już zamilkły. Wiosną, kiedy śpiewały o świcie,
Słyszałem w nich twój głos. Czytałeś mi
Mądrych Greków, poetów i filozofów, a potem uczyłeś
Składać litery. Ale ważniejsze były
Twoje palce na mojej nieporadnej dłoni.
Myślałam o nich, niemal czułam
Jak nieposłuszne twej woli pełzają po mnie
Niczym wygrzane w upale dobrotliwe węże,
Jak zanurzają się we mnie – gorącej i głodnej.
Tak się stało, mój panie. Jednak
Pokochałam cię wcześniej, kiedy przykazałeś
Glaukusowi, wyzwoleńcowi: wychłostaj ją,
Ale nie zepsuj ciała.

Panie mój, noce były czarowne
Jak wieńce z pachnących róż rzucone
Na lazurową wodę basenu. Pogrążałam się w niej
I roztapiałam. I przez zamknięte powieki
Widziałam – zbliżasz się do mnie
Upragniony i bezlitosny, pełen tkliwego okrucieństwa.

Teraz mój nowy pan., handlarz oszukanym winem,
W noce podobne do cuchnących studni,
Pokłada się na mnie, przytłacza swoim
Obmierzłym brzuchem, sapie, przeklina,
Śmierdzi mu z ust, bije
Kiedy nie udaję spazmów rozkoszy.

Panie mój, ja gniję. Jestem jak brzoskwinia
Zerwana nieczułymi palcami galijskiego wieśniaka,
Ranna i obolała. Wiem dzisiaj
Gdzie gnieździ się dusza. Umarłam
W dniu, kiedy mnie sprzedałeś.
Od tego czasu umarłam po wielokroć.

Nawet niewolnica nie zasługuje na tyle śmierci.
Milszy byłby dotyk krótkiego miecza
Na szyi lub w pachwinie.

Panie mój, czemuś mi to uczynił –

Lipiec, 2005 r.