Monarchini Moja!
Stosując się pokornie do Twego nakazu postawiłem dziś stopę
Na francuskim wybrzeżu. Wiał
Północny wiatr i podróż przez Kanał
Była uciążliwa. Nie śmiem Ci opowiadać
Jak męczyły mnie nudności. Majtkowie
Nazywają to morską chorobą. To dziwne,
Bo doświadczyłem tego kilka razy na suchym lądzie.
Piszę o tym, ponieważ
Kiedy użyźniałem morze po zawietrznej
Spadł mi z palca pierścień ze szmaragdem,
A kamień miał kolor twoich oczu.
Powiadają, że plaże Bretanii są błękitne, a woda
Przy brzegu lazurowa. Donoszę Ci,
Że korsarze łżą. Morze ma angielską barwę,
Pochmurną i gniewną. Ale więcej w nim
Ogryzionych jagnięcych kości, rybich głów,
Fekali i wszelkiego plugastwa.
Może dlatego już o świcie zatęskniłem
Do naszych nabrzeży, a nawet do piszczałek i krzyków
Marynarzy przymusowo wcielanych
Do Twojej niezwyciężonej floty.
Królowo, za beznadziejnymi wydmami
Jest – powiadają – kraj winnic i oliwek,
Ale z przystani tego nie widać.
Widać zaś to, co utraciłem. Poddałem się wyrokowi,
Choć – jak wiesz – winno być inaczej.
Tak, teraz przyjdzie mi śnić
O pniu, na którym mogłem złożyć głowę
W mojej Anglii. Błysk katowskiego topora
Byłby łaskawszy od twego rozkazu.
Wygnany – to znaczy skazany na tęsknotę
Za moimi dobrami w Yorshsire, za
Twoimi kolanami, na których
W swej łaskawości pozwalałaś mi
Składać głowę. A wtedy Twoje koronki
Szumiały jak dębowe lasy. Po nich
Wędrowaliśmy we dwoje. Twe suknie
Śpiewały jak potoki w których poiliśmy konie
Mniej od nas spragnione.
Królowo, skoro mnie okrutnie skazałaś –
Nie wrócę. Ale w objęciach Essexa,
Tego kurwiego syna, będziesz myślała
O wszystkich mężczyznach Anglii
I Szkocji. Ja, par Królestwa, kawaler
Zaszczytnych orderów Łaźni i Podwiązki,
To Ci obiecuję. Ja, który
Niebawem – przez twoich posłańców –
Zemrę psią śmiercią od trutki na szczury,
Przyśnię Ci się w burzliwą noc.
Piorun Cię nie dosięgnie.
Twój pokorny poddany i wielbiciel,
Odtrącony kochanek,
Życzy Ci śmierci w rozkoszy.
Obyś żyła wiecznie.
Czerwiec, 2005 r.