Tuż przed miastem, w miejscu gdzie
Mgła wczesnej nocy łączy się z dymem,
Spełniła się niska gwiazda. Niespodziana
Jak podróż w mrok, jak spotkanie dłoni,
Które się dawno nie widziały.
Podróżowaliśmy razem – ja do ciebie,
A ty do mnie. Mieliśmy ten sam cel,
Ale widzieliśmy go inaczej.
Twój – jawa ważki,
Mój – jak sen kamienia.
A mimo to byłem szczęśliwy.
Jak chyba każdy, kto docenia chwilę,
Wiedząc, że zaraz minie,
Że nie będzie innej,
Choć odrobinę podobnej.
Miasto już było senne, na wąskie uliczki
Spadały strzępki czasu. Odwróciłem głowę
I spojrzałem w stronę, gdzie była ta gwiazda.
Ale ona już spadła pomiędzy wulkany
I blask w niej wszelki mętniał i umierał.