Dzień na śmierć się zaorał w monologu bata.
Do kolejnego świtu będzie po pogrzebie.
Trumna z blasku księżyca. Na wygasłym niebie
ostatnia garstka myśli przy wyschniętych kwiatach.
Konieczne umieranie. Śnieg na skraju lata.
Kula o której cicho. Nóż w gorącym chlebie.
Dobra cisza pamięci pozbawiona ciebie
któraś ledwie zapachem w spopielałych szatach.
Za górami brzozami naszyjnik z bursztynów,
siwa pieśń o Jasieńku, fotografie synów.
Strzelistość Ostrobramskiej w liliowym obłoku
i aksamitka Wisły dwudziestego roku.
Poskąpiono werniksu wyblakłym obrazom.
Chryzantemy złociste. Potrzaskany wazon.