A grobów wciąż przybywa. Już duszno pod ścianą.
Stawiałam tutaj znicze, teraz palę nowe.
I pod najcichszym krokiem, pod najlżejszym słowem
pęka coraz dotkliwiej ziemia obiecana.
A jeszcze noszę w sobie cmentarzysko złudzeń.
Mroczne krypty miłości. Nagrobki nadziei.
Kurhany rozczarowań do wzniosłych idei.
Betonowe grobowce wiernej wiary w ludzi.
Trwamy tak pośród mogił już wczoraj skazani.
Umarli. Konający. I ci co umrzemy
z tą jaskrawą pewnością wobec darów losu.
Moi w wileńskich mogił rodzinnej przystani
nieświadomi jak ptaki dokąd zmierza ziemia
- ta eliptyczna urna w meandrach kosmosu.