Kiedy czas stał się inny niż projekcja marzeń...
Pisklęta coraz dalej... Bardziej obce miasta...
Kiedy autorytety jak lodowce gasną –
wracaj do domu. Z garbem. Z bliznami na twarzy.
Kiedy sypie się pewność jak rażona gromem...
Gdy historia w szaleństwie i zgiełku ulicznym
jak wicher miota drzewem genealogicznym
krusząc konary. To nic. Ty – wracaj do domu.
To nic, że domu nie ma. Że babcina rzeka
między dwoma krajami w kolczastych zasiekach.
Ale jest – praprzyczyny pramiejsce rodowe.
Może zdołasz prawnukom świat ów nazwać słowem.
Odnaleźć proste drogi w meandrach pamięci...
Otulić się jej ciepłem... Zasnąć w jej objęciach...