Odchodzę? Przecież jestem. Bo myślę. I ciężko.
Wyraźnie jednak ślady za mną pozostają.
Nie wiem skąd wiem, że maj się nie powtórzy w maju
i że najprościej w życiu sumują się klęski.
Dojrzewa we mnie pora pociągów podmiejskich
co nie tylko przed światłem czerwonym przystają.
Także balast obciążeń. Przyziemnych zwyczajów.
I bankructwo zamiarów, zbyt rzadko zwycięskich.
Płomieniu nieśmiertelny, patronie śmietników
jakże wierzyć że drogi prowadzą donikąd –
wszak tyle stron nas czeka ile jest żywiołów.
Jeszcze mam atol lampy nad północnym stołem.
Jeszcze sobie pobędę. Zanim mózg przewierci
ostrze srebra na skroni. Emisariusz śmierci.