Popatrzcie. Wiszę w niebie lżejsza od ozonu.
Bezskrzydła ikarzyca na fizyki łasce.
A niechbym opuściła ten stalowy kokon,
on by gnał, ja bym spadła w lodowce Alaski.

Czasem jestem pośrodku Zatoki Hudsona.
Góry z góry nawiedzam w księżycowych blaskach
jak kretowiska. Albo z wiarą w wieczność piasku
chcę przeniknąć sejsmiczne głębie oceanu.

Z najwyższych wyżyn dumy, modlitwy i lęku,
z perspektywy Jowisza, choć o krok przyziemniej
jabłoń w ogrodzie wzrasta w wymiar ideału.

Ziemia jest drobnym jabłkiem poza mym zasięgiem
a tęsknota – wszechświatem. Stąd mam podejrzenie,
że zachwianie proporcji to też doskonałość.

Anchorage, 1990