Nad Morzem Żółtym słońce spada jak rybitwa.
A coraz niecierpliwiej nad Morzem Japońskim.
Poza tym kruchość plaży. Koreańska wioska
i wiatr. Co mnie wkołysał w egzotyczną przystań.

Są jeszcze mroczne modły szamanek przed świtem.
Tajemna diamentowa świątynia nadmorska.
A gdy zamierzam odejść, dotyka mych włosów
maleńki bodhisattwa z uśmiechem z nefrytu.

Po prostu nie do wiary. Lecz nie wiem – do której.
Od kogo dar przyjęłam podniebnych wędrówek?
Skąd ten wybór zszedł na mnie między milionami?

Po której stronie nieba szybuje mój anioł?
I w ogóle dlaczego ja, a nie ktoś obok,
uśmiecham się do buddy z plaży nefrytowej.