osaczona zewsząd brzydotą
marketami z blachy falistej
stoi smukłą katedra
ostatni znak starych dobrych czasów
kilka drzew płytko wrośniętych
w grunt. betonowe płyty chodnika
sznury kiczu na czterech kołach
w niedzielę. suma
wieżowce niczym wieże Babel
kciuki kominów opuszczone
matowe neony sklepów. to za mało
by przyćmić blask monstrancji
katedra wrasta w ziemię
na setki metrów. głębiej
niż fundamenty szklanych banków
nawet gdy już zburzą katedry
to zostaną na zawsze
słupy chłodnego
przesączonego prawdą powietrza