odchodzą powoli zakapturzeni na ramionach niosą
sosnowy krzyż za nimi płynie lepka mgła a zioła
łopoczą w powietrzu
- oto dochodzisz augustynie do rozległych pól
do przestronnego pałacu twojej pamięci tam też
odkłada się to co sobie wyobrażamy powiększając
lub pomniejszając wrażenia zmysłowe tak ojcze
pamięć jest nam niechętna
- przez soczewkę samotnego bólu widać benedykcie
każdy okruch czasu i ptaki niebieskie lecące ku
jeziorom i osty lśniące księżycowa i struny
kryształowego wiatru
- gdybyśmy błażeju śnili co noc o tej samej
rzeczy przejmowałaby ona nas tyleż co
przedmioty widziane codziennie
odchodzą powoli okrwawieni na ramionach niosą
wypalaną łódź za nimi podąża sinozłoty opar
wilgoci i krzyk nocnego ptaka
to że gwiazda milczy pies szczeka i liść
moknie pośród ulewy to tylko inna jakość
inny wymiar cierpienia inny zakres
promieniowania
- tak tak Boże noc jest
potwierdzeniem twojej
bliskości
tak Jahwe ciemność
jest suknem twojej
chwały