Zmienności II

Nie da się uniknąć myślenia o tobie.
Kształty przylegają do kształtów.
Światła, które nie sposób rozstrzelić.

Zachód po niewłaściwej stronie,
nadciąga cholerny ziąb. Febra tłoczy
wolniej krew, przegryzam wargi
kiedy chcę coś powiedzieć.

Tracę głos, ocean napiera.
Pęcznieją przybrzeżne widma, pachną
deszczem. Wiatr próbuje powyrywać
trawy i moje włosy.

Mogę cię stworzyć z korzeni,
z walijskich wzgórz. Z zapartym
oddechem, bez skinienia ręką.Wybacz, że będziesz inny.

Kiedy ziemia w negliżu i wiatr zdziera
skórę - mocniej uderza dzwon. Jakaś siła prze
fiolet i zielone; nie każdą porą mogą zakwitać
ogrody. Pękają skały...
„Przesilenie”
jedź! do innej ziemi, nad inne morze.
znajdzie się inne miasto, drogi i kamienie.
w judejską ziemię wsiąknij jak krew!
tutaj już wydano na ciebie wyrok.
pogrzebali serce. umysł odrętwiał
od dźwigania czegokolwiek.

będziesz krążyć aż posiwieją włosy.
nie ufaj próżnym nadziejom –
skąd wziąć wiarę, kiedy ją na krzyż
wznoszą.
zobacz! ptak usiadł na skale,
nie na gałęzi – wśród drzew są tylko zmarli
jesteś jeszcze żywa w środku jątrzącej rany.
niebo idzie po ziemi.

I znów przyleciały żurawie

Już świta i niebo jaśnieje na horyzoncie!
Czajki, derkacze i gęsi siwe,
jakby tchnięte szałem - co za boże głosy.
Lustrem kładą się wierzby sędziwe -
zasłuchane w balladzie.
Nieregularnie rządzi Bug wiosną.
Nad doliną, wiatr uparcie strzępi mgłę poranną
i melodię skowronek niesie do nieba.
Ta melodia wciąż płynie, jak nurt bystrobiegły.
I cóżeś winna Madonno na kępie z kamienia
za orgie zieleni na ziemi budzonej słońcem.
Nuty wdzierają się w serce,
jak po łęgach rozlana rzeka.

Migranci

ta łakoma wyspa
nie wytycza granic.
pochłania mnie podobnych
niczym ocean.
zamieszkać na dłużej
w kraju beztroskim,
gdzie wszyscy wcinają faskudy
ulegli
kolejnej iluzji
się nie da.
nieważne
z której strony wieje,
ważne
w czyje skrzydła.
kto nam może zarzucić
niestałość
wytrącanym ze stanu pewności.
sztuką jest uciec na nową ziemię
z efektem -
regularnych pobudek.
od porównań i detali,
przesiąknąć mgłą
i zmiennością pór roku.
nikomu się nie uda
uciec
od wspólnego nieba.

Zmienności III

Żołądek skurczył się z powodu braku
snu i wzmożony nałogiem.
Serozielony księżyc znów śledzi
ranną trasę. Przyszłość przepadła
w mijanych jardach. Smutno. Trawy
kładą się do stóp. Ocean zlizuje skały

- łatwo, nieodwracalnie. Odeszłam,
gdzie chmury zakwitają zbyt niebiesko -
w niedzielę dwa razy budzi je dzwon.
Patryc ponad zimną ławką z twarzą i
rękoma sztywnymi od świętości.
Katedra przesyła ciemność.
Milczenie.