Gdzie jesteś, światło moich oczu?
Nie ma ciebie, nikogo nie ma.
Teresa rozpłakała się, gdy powiedziałem,
że jest po tobie druga.
Tu chmury, ty milczysz.
Pozdrawia cię Jelena. Jaka ona brzydka.
Sesja o teorii przekładu. Piszę
kolejne wersje twojego imienia.
Czas dwoi się i troi. Wyrzuciłem zegarek.
Złota skóra twojego ciała, chociaż noc głęboka.
Zaszedł nawet księżyc. Od ciebie też nic nie przyszło.
Jednak płaczesz. Za kim?

Nienawiść w twoich oczach. Jakże one teraz niezwykłe.
Oglądasz się za siebie? Tamci tylko z tobą spali?
Twoje włosy – mój amulet.
Nie kochać cię – to nie żyć.
Za górami, za rozpaczą, ty.
Sesja literacka. Piersi ma ładne, ale bełkoce naukowo.
Pani profesor.
W Tverze noc obległy słowiki. Ciebie wołają.
Drogi do ciebie – gordyjski węzeł.
Dużo przeszłam. Nie wiem co dalej.
Mów, że kochasz. Tylko tego mi brak...
Siedzimy w domu rosyjskiego kupca,
dzisiaj muzeum,
poeci z krajów słowiańskich.
Pijemy z samowara herbatę
na trzy sposoby:
na prikusku – zagryzając cukrem,
na prismotrku: patrząc
na jedyną cukru kostkę
i na pridumku, kiedy cukru nie ma.
Samowary, o różnych kształtach,
wypucowanym blaskiem
szukają ciebie
między drewnianymi miskami,
drewnianymi łyżkami.
Według tradycji
najważniejsze miejsce za stołem
brał gospodarz,
obok gospodyni.
Pozostali
musieli patrzeć tylko przed siebie.
Kto się zagapił w gospodynię,
dostawał w łeb od gospodarza chochlą.
Ja też chętnie połamałbym chochlę
na łbach tych, co teraz
patrzą na ciebie
w dali – oddali...

Tver, 27 V 2010