I
W miastach tyle reklam, a żadna o Tobie.
Każdy czeka na prezent, a mało na Ciebie.
U nas pola szerokie i serca głębokie,
a gwiazdy na sosnach szepcą: On jeszcze jest w niebie.
W miastach pełno Judaszy, Herodów i Piłat,
tu śnieżny obrus, dusze jak z opłatka
wierzą, że jesteś, na pewno i modlą się: przybądź;
już dzieci ci wieszają na choince jabłka...

II
Nie idź, Dziecię, do miasta, tam tyle Herodów,
fałszywych proroków i dresiarzy sumień,
tam Cię wyśmieją, zadepczą, zapomną,
albo przypną do klapy jak wygodny gadżet.
Niektórzy Cię do swoich drużyn będą wciągać,
a kiedy nie zechcesz, odrzucą z niesmakiem,
albo nawet oskarżą, zaszczują na amen,
postraszą życiorysem z nieprawego łoża.
Nie idź, Dziecię, do miasta, tam mają swe racje,
a Twoje, na opłatku, za kruche, nie dla nich,
oni nigdy nie mieli Biblii w lepkich łapach,
dlatego tacy pewni, z belką w chytrych oczach.

III
Nie idź, Dziecię, do miasta, zaduszą Cię w tłoku,
omamią reklamą i świętem dla siebie,
nie będziesz celebrytą na modnych salonach
i internet nie wspomni o przyszłym proroku.
Dzieci Ci nie pozwolą tknąć swoich zabawek,
w parlamentu poprawkach nie zagościsz wcale,
może tylko żebrak pozna Cię o zmroku,
kiedy w swoim barłogu spojrzy w oczy gwieździe
i westchnie z głębi serca: Ty też jesteś biedny
i bezradny jak wszyscy, którzy dobra pragną,
takie w aureoli na pokaz dziwadło.

12.12. 2011