Gdy stajesz pośrodku nocy milcząca
w progu mego domu
ciemnieje ta gwiazda nad drogą
Jakże powoli przeistacza się w ciężki meteoryt
Twój ziąb chłodzi moje zaciśnięte palce
i rośnie obok krzyku jak krzew tarniny
Złowieszcza kasandro
doprawdy nie wiem co chcesz mi powiedzieć
czyżby za chwilę miał nastąpić nowy kataklizm wieży babel
i jedynie ptak pozostawi mi swe skrzydła
Możesz je zabrać sobie
Czy przybywasz by ostrzec mnie przed oszalałym morzem
Słyszę gdzieś jego szum - chrapliwy odgłos burzy
Jego głębokie wody są w twoim echu W milczeniu
Chcą być zbawiennym piaskiem pod stopami pielgrzyma
wędrującego do starej mekki
Tej przystani anarchistów
Kim jesteś
Muzą poetów czy tylko rozbitą muszlą
przypływem morza
czy zagubionym wiosłem wikingów
Z jakiej wracasz podróży
Czy wierzysz w reinkarnację
więc którą jej wersję cenisz najbardziej
lecz milczysz
Może jesteś leeaną Pracórką wikingów
Zwariowaną młodą finką
która umarła samotnie z zaciśniętym szalem na szyi
Wiem że miałaś wielu kochanków w całej europie
ale żaden nie przybył tu w porę
Mówisz że jesteś teraz jak wiecznie żeglujący odys
Przyniosę ci wiosła i płyń do swojej itaki bezludnej
na długiej wąskiej łodzi praojców
Poprzez ciemność Przez głębię bałtyku nad stare fiordy
Twoja biel tak chłodna
Chłodniejsza niż północne śniegi finlandii
Żyjemy tu lecz po obu stronach wszechświata
chociaż jeszcze w środku tego czasu
Ty żyjesz już za mgłą Jesteś przeszłością swoich kochanków
Żyjesz zbyt wysoko ponad moją gwiazdą żywą
Płyń tam gdzie matka uparcie czeka na twój powrót martwy
Moja złowieszcza kasandro