jeszcze nie widziałam
chłopca o twarzy cherubina
chociaż czuję jego bliskość
i chrapliwy oddech tęsknoty

jeszcze nie przywykł do życia
a i ono go wcale nie urzekło

już chce odfrunąć
do innej krainy udręczonego ciała

bawi się strzykawką
z kropelkami krwi ołowianych
żołnierzyków

nie pamięta że jest chłopcem
z więdnącym uśmiechem wiatru
a może tylko wyrósł z białej zamieci
wśród plaż na skamieniałym brzegu

ujrzał morze
i rozbitków płynących na tratwie

więc utopił w nim wątły
cień dzieciństwa z huśtawką

odtąd przestał podziwiać morze
odpływy i przypływy powietrza
w szpitalnej sali

w oknie chłodu
stoi matka bezradnie
i odmawia pacierz

w chłopcu opada czas umierania
jak płatki śniegu wyciszone w glebie

ona otwiera okno by odfrunął w wieczność