siostrze Teresie
jest we mnie ten ból
łagodny i cichy jakby zdjęty z ptaka
mającego jeszcze w oku
obraz i zaplątane ścieżki do gniazda
jeszcze kaleczy mój sen
dom coraz bardziej odległy
jakiś krzew jabłoń mała uliczka
wszystko to trwa we mnie
jak szelest krwi wychwycony w tym miasteczku
jak cień zdobyty pierwszym krokiem dziecka
skąd ten żal
i nagle rozkruszona gruda
na ziarna dni ostygłe w oczach
skąd ten ciągły deszcz
przyszywający do ziemi moje ciężkie stopy
jakby tlił się jeszcze we mnie lęk powrotu
w pejzaż utracony raz na zawsze
jest we mnie ten ból
jak ostrze światła wbite w popiół nocy
jątrząca głęboka rana wiersza
nie gojąca się nigdy