zapala dzień żagwiami słońca
i z zabliźnionych okien
sączy światła krew

chodzi pochylony szarymi korytami ulic
dźwigając kopulę błękitu
laską podpiera
całą ziemską kulę

rozmawia z wiatrem
z drzewem łamie się opłatkiem liścia
a gołębiom czuwającym na bruku
zamienia w słowa
małe kruszyny chleba

upija się
każdą kroplą życia