6 grudnia odbyło się spotkanie z Markiem Wawrzkiewiczem - prezesem naszego Związku i promocja jego trzech książek.
Gości przywitał Prezes Oddziału Warszawskiego Grzegorz Trochimczuk.
Spotkanie poprowadził Andrzej Żor, o Poecie i jego książkach mówili Andrzej Walter i Andrzej Dębkowski, fragmenty tekstów czytał Robert Gonera.
W spotkaniu uczestniczyli wydawcy książek: Adam Marszałek i Andrzej Dębkowski.
Marek Wawrzkiewicz
Być poetą - z tomu "Po słowie"
Link do filmu:
Autorem filmu jest Paweł Łęczuk.
Modlitwa o poezji trwanie
Na moście pokoleń czujemy się coraz bardziej samotni, coraz mniej pewnie i właściwie idziemy do siebie po omacku, choć Oni (kim są Oni?) są świadomi, że opowiadają nam bajki o żelaznym wilku, a my wiemy, że to są takie właśnie bajki i chcemy w nie wierzyć, albo wierzyć w to, że... (czasy te) nie minęły.
Trzymamy oto w ręce jakże niepozorną książeczkę Marka Wawrzkiewicza, jak sam określa „takie tam dyrdymały”... zatytułowane „Nie minęło”. Ile wiary jest w tym zawołaniu, w tym haśle, ile uporu na przekór życiu i świat w autoironicznym pomniejszaniu tej książeczki przez samego Autora...
Nie minęło.
To jakby zaklęcie Marka Wawrzkiewicza, poeta ten jest bowiem z innej epoki, z innego świata, w którym Literaturę czczono i wielbiono, bowiem wiedziano, jaka jest jej wymierna i niewymierna wartość, wiedziano, że Literatura to świat równoległy, świat wyobraźni i snów opowiedzianych historii, świat, w którym poruszamy się myśląc, a myśląc przeżywamy pełniej swoje życie.
A jednak, kiedy się rozglądamy, okazuje się, że minęło, i przeminęło, choć było, wydarzyło się, jakoś się zakończyło, i Autor – postać literacko już legendarna, jedyna taka w naszym kraju, snuje ciepło i przytulnie swoją mini opowieść, rozsypuje wszędzie, te swoje bezcenne w treści okruchy i jak sam mówi, czy określa skromnie, dyrdymały. Oczekiwałem (oczekiwałbym) takich dyrdymałów od: Różewicza, od Herberta, Miłosza czy Zagajewskiego, ale otrzymałem od Nich jedynie monumentalne, poważne, bądź arcypoważne, sążniste w swym przesłaniu) teksty i owszem: zmieniające światy i ludzi, otrzymałem refleksje mędrców i wieszczów, demiurgów rzeczywistości, a Wawrzkiewicz – powiedzmy otwarcie, poetycko i literacko im równy (albo nawet momentami ciekawszy)... wycofuje się zawsze gdzieś w tył, za kotarę, za kulisy, ze swojej muszli: obserwuje ludzi, świat i rzeczywistość, zza bariery miłości, światła poezji (w sensie olśnień poezji), sztuki i obserwacji zdystansowanej, tak zapewne rozumie pojęcie bycia poetą. Poetą totalnym jakbyśmy dziś to nowocześnie ujęli. Poetą, dla którego nawet księgowość ZLP ma wymiar literacki, albo jakoś tak dobrotliwie potrzebą rzeczy potrzebnej i właściwej pachnący. Poetą, który nie tylko obserwuje i tworzy jak tutaj wyżej przywołani mistrzowie, ale jednocześnie własnym poetyckim cyrografem dowodzi, że oddał tej poezji duszę – właśnie takimi okruchami, ich zauważaniem, dostrzeganiem, odwagą wyartykułowania i głoszenie publicznego tych obserwacji.
Cała osobowość Marka Wawrzkiewicza i postać Jego charyzmy opiera się na wierze – wierze na równi: w poezję i w człowieka, na dobrotliwym podejściu do świata, na łagodności graniczącej z naiwnością, że pewnych rzeczy się nie robi, albo i robi się (kiedy niestety robić je trzeba aby przetrwać) ale niestety też, poprzez tę dobrotliwość i wiarę, nie oszukujmy się, w pryncypia Marek niczego nie robi i nie zrobi co będzie „wbrew poezji” i Jej prawom, albo „przeciw poezji” i Jej wykładni w świecie – jaka to wykładnia? – zapytacie, trudno to określić, być może ta norwidowska, że pozostanie po nas Dobroć i Poezja, i więcej nic (...)
Jego upór w tym dążeniu jest jakiś święty, uświęcony wręcz i bezbrzeżnie wolny. Marek Wawrzkiewicz to postać absolutnie wolna, wyzwolona od determinanty laurów i nagród, wyzwolona z okowów tej destrukcyjnej pomnikowości poetów uznanych i jakoś tam wielkich, to duża postać właśnie swą „okruchowatością z wyboru” i na mapie literackiej Polski – w tej aurze nieco osamotniona. W tej swojej dobrotliwej łagodności i naiwnej wierze w poezję nie zabiegał nigdy o laury tłumaczeń i nadmiar propagowania swojej twórczości i swojego ja i tylko dlatego nie był nigdy i pewnie już nie będzie realnym kandydatem do literackiego Nobla, ale Jego twórczość w poezji posiada – nie mam co do tego żadnych wątpliwości – cechy idealnego laureata tej Nagrody.
Właściwie kiedy przeczytacie – powiem inaczej, kiedy byście przeczytali wszystkie wiersze Wawrzkiewicza (rozpoznali cały Jego dorobek i całą Twórczość) potwierdzilibyście wyżej przywołane słowa. Moglibyście wtedy sobie porównać te wiersze do kilku znanych nam już noblistów (poetów, niekoniecznie polskich)... ich warstwę zarówno treściową jak i artystyczną, no cóż, Nobla zatem nie mamy, ale mamy okruchy.
Nic Nie minęło i już nie minie. Marek zyskał bowiem (wcale o to nie zabiegając) swoich wyznawców: ja, niżej podpisany, Andrzej Dębkowski, Adam Marszałek, Andrzej Żor, Andrzej Zieniewicz (który niedawno nas opuścił, ale zawsze podkreślał swoją (...) wiarę w Twórczość Markową)... i wielu, wielu innych: Andrzejów, innych Adamów innych, znam nawet kilku Jurków, kilku innymi agrafkami dopiętych... wyznawców, wrażliwców, idealistów, w dobie upadku autorytetów wierzących w autorytet całkowicie odmienny od wszystkich minionych, w autorytet: wycofany, skromny i modlący się właśnie o poezji... przetrwanie.
(...) Oddajmy głos Autorowi okruchów:
Listopad. Polanica, festiwal „Poeci bez granic”. Mówię coś o literaturze i czuję się skrępowany – przecież opowiadam o rzeczach oczywistych. Ale, ale... To, co dla mnie jest oczywiste, nie jest oczywiste dla innych. Wydarzenia, których byłem świadkiem i uczestnikiem, dla ludzi młodszych ode mnie raptem o jedno pokolenie, to bajki o żelaznym wilku. A przecież to, czego oni przeżywać nie mogli, stało się glebą, na której wyrosło ich życie... skąd się literacko wzięli...”
Słuchając Wawrzkiewicza, ja, poeta rzemieślnik, ledwie czeladnik, życiowo wychowany na bajkach o żelaznym wilku, wiem, że to oczywiste, wiem, że my już tego przeżywać nie możemy, nie będziemy, czyli dla nas... jednak minęło. Co gorsze wydaje się, że bezpowrotnie.
Też czujemy się Marku skrępowanie, zażenowanie, wstyd czasami, czy co najmniej zadziwienie dlaczego tak się stało, kto nam to zabrał, dlaczego zostaliśmy okradzeni? Osieroceni? Oszukani? Jakiego użyć słowa?
Współcześni polscy poeci, do których rodziny wszyscy to czytający zapewne się zaliczamy, dzielą się drogi Marku, na dwie kategorie – totalnie odmienne – na tych, którzy wiedzą i wierzą, że to była gleba, na której wyrośliśmy i na tych, którzy usilnie, za wszelką cenę, usiłują to wyprzeć bądź wyciąć w pień, słowem absolutnie zanegować i właściwie nawet skrycie koncentrują tylko na tym cały swój aktywnościowy wysiłek – nie będę wyliczał z imienia i nazwiska tych troglodytów, dla których korzeń i tożsamość są warte funta kłaków, ale to jest właśnie dominujący konflikt współczesnego świata. Konserwatyści kontra postępowcy. To się jednak dziś bardzo kamufluje, niuansuje, popada w relatywizm poznawczy, komplikuje się, aby łatwiej było ludźmi bez kręgosłupów zawładnąć.
Bez charyzmy i kręgosłupów jesteśmy chyba wszyscy, tylko rozróżnia nas właśnie stosunek do przeszłości. I właśnie my, ci, którzy tu z Tobą, Marku, pozostali, ci, którzy łakną i szukają, czujemy się dziś: oszukani i zdradzeni przez tych, dla których liczą się tylko: lustra, kolejny stopień na drabinie ponoć „do nieba”, wzięcie kolejnej przeszkody choćby był nią nawet nasz kolega i przyjaciel poeta Nowak czy Kowalski, liczy się dla nich jedynie wzięcie kolejnego lauru i kolejny układ w tej galerii układów jakże zamkniętych i poparć jakże wsobnych, w salonie namaszczonych, w tych wszystkich Toposach, Nagrodach Szymborskiej, Nagrodach Nike czy jakichś przedziwnych nowych Uniach Literackich i tym podobnych nowoczesnych tworach mających rozsadzić bryłę postaci minionego świata. Cóż dają nam w zamian? Czy w ogóle cokolwiek? A może tylko psucie i niszczenie poezji. Wynaturzanie jej społecznego wymiaru i kulturotwórczego postrzegania, słowem opluwanie własnych gniazd, defraudację języka, słów i myśli. Czy mamy się na to zgodzić? Czy nam jeszcze, choćby mentalnie, pomożesz z nimi zawalczyć. Przyszły rok 2024 może okazać się też jakoś tam kluczowy. Choć z pewnością nie o jeden rok tu idzie. Tu idzie bowiem o ideę, o wizję, o miłość.
I wtedy okaże się czy minęło, czy nie minęło, czy przemija... i czy przeminie, co minie, co nie minie, i co z tego uratujemy i dla kogo... i czy nadal wobec siebie będziemy czuć się: skrępowani, zakłopotani, smutni i zawstydzeni.
Andrzej Walter
Posłowie „Po-Słowie”
Marek Wawrzkiewcz skończył 86 lat i ktoś mógłbym powiedzieć: i co z tego?
No właśnie, czy to ma jakieś znaczenie, że poeta kończy ileś tam lat, więc trzeba się zastanawiać, czy to ma jakieś znaczenie dla niego, a i być może dla czytelników?
Powiem szczerze, że ma i jednocześnie nie ma. Bo jeśli wiemy, ile poeta ma lat, możemy inaczej spojrzeć na jego twórczość – to dotyczy głównie krytyków literackich – a jeśli nie wiemy i dajmy na to jego wiersze czytają młodzi, tacy, co to nie wiedzą kim jest Wawrzkiewicz, to nagle może się okazać, że to nie jakiś zgred, tylko nieopierzony młodzian, warto szermujący słowem współczesnym, nierzadko bardzo nowoczesnym jednakowoż.
Dlaczego dokonuję takiej, a nie innej wiwisekcji jego najnowszego tomu poetyckiego pt. „Po-Słowie”? Dlatego, że gdyby na okładce książki nie było zdjęcia autora i krótkiej notki o nim, młody czytelnik, tak naprawdę nie dostrzegłby w niektórych wierszach żadnej różnicy między poetą o uznanym dorobku literackim, a kimś z innego świata – świata bliskiego im.
Czy to jest zarzut? No nie! Wprost przeciwnie. Świadczy to o tym, że Wawrzkiewicz im starszy, tym smakowitszy – literacko oczywiście.
Marek Wawrzkiewicz, to poeta o uznanej renomie, autor ponad pięćdziesięciu książek, człowiek o intelekcie i błyskotliwości komputera. To człowiek niezwykle wrażliwy i chyba jeden z ostatnich, co tak włada słowem.
Wawrzkiewicz jest poetą osobnym, absolutnie niezależnym, który wypracował własny język poetycki.
Jaka jest więc poezja Wawrzkiewcza z książki „Po-Słowie”? To poezja narracyjna, w której można dostrzec wypadkową wielu epok, stylów literackich, gdzie ważenie słowa ma ogromne znaczenie i jednocześnie wielką moc. To nie jest poezja kolorowych obrazków, to poezja treści i wielu znaczeń. To poezja i do czytania, i do rozmyślania o niej, która nie pozwala na obojętność. Dlaczego tak się dzieje?
Bo Wawrzkiewicz w swoich wierszach zaleca swego rodzaju dystans w poznawaniu świata zmysłami, uczuciem, wewnętrzną łagodnością obserwatora.
Słusznie zauważył Andrzej Walter, że „poezja Marka Wawrzkiewicza jest poezją wybitną. (Być może napisałbym tak jeszcze o: Miłoszu, Różewiczu, Szymborskiej, Zagajewskim, Herbercie, kolejność ma znaczenie). W czym w zasadzie tak naprawdę upatruję tej wybitności poezji Marka Wawrzkiewicza? Otóż w fakcie, że z tych wszystkich gigantycznych nazwisk poetów wymienionych wyżej jedynie Wawrzkiewicz stworzył i zawarł w swojej poezji, w swojej całej twórczości coś, co nazwałbym dziś pomostem pomiędzy epokami – pomiędzy poezją Gałczyńskiego, Baczyńskiego, Staffa, Leśmiana, Broniewskiego oraz wielu innych, pomiędzy epoką Młodej Polski, dwudziestolecia międzywojennego czy Nowej Fali, a nawet Orientacji Hybrydy, po dzisiejszą poezję: bez wyrazu, bez ładu i składu, bez epok, bez trendów, grup, orientacji i programów. Po dzisiejszą poezję bez ziemi”.
Wawrzkiewicz jest poetą o skrystalizowanej wyobraźni, poetą, biegle panującym nad technikami poetyckimi, mocno osadzonymi w klasyce, zwłaszcza w metrum wiersza, ale – tak jak powiedziałem wcześniej – finezyjnie awangardyzującym. W omawianym tomie „Po-Słowie” widzimy wyraźnie, że poeta przedstawia nam nowe tony poezjowania i artykulacji poetyckiej, nowe perspektywy widzenia, doświadczeń i przemyśleń.
Dużo w tych wierszach żałobnej tęsknoty – i miłosnej, i tej zwykłej, człowieczej. Ale pomimo tego jest to liryzm radosny, przepełniony nadzieją. Jego – poety – życiowe i literackie doświadczenie każe nam nieco inaczej spojrzeć na tę poezję, choćby i z tego powodu, że nie potrafię sobie przypomnieć żadnego odpowiednika w poezji polskiej.
Tom „Po-Słowie” umacnia renomę poetycką Wawrzkiewicza, otwiera nowe perspektywy wzbogacania tej poezji. Czy „Po-Słowie” w przypadku Wawrzkiewicza oznacza, że poeta napisał swoistą erratę do całej swojej twórczości poetyckiej? Nie sądzę! Dla mnie – znającego Marka Wawrzkiewicza dziesiątki lat – oznacza to tylko i wyłącznie to, poeta nie powiedział jeszcze ostatniego słowa – a ta książka, to tylko taka literacka gra, świadcząca tylko o tym, że poeta ma się naprawdę dobrze.
A świadczy o tym m.in. wiersz pt. „Prima aprilis”:
Andrzej Dębkowski
Autorami zdjęć są Andrzej Walter, Marlena Zynger i Monika Szymczakowska
Ten plakat zapraszał na spotkanie z Markiem Wawrzkiewiczem